Wiosna zainspirowała blogerki do zmian wagi lub do mówienia o nich. Matylda, Ania, druga Ania i Ewa piszą o swoim odchudzaniu, dietach, ich efektach i swoim samopoczuciu. Poczytajcie. Ja o swoim stosunku do ciała pisałam już kiedyś KLIK, teraz chciałaby dodać kilka słów na temat tego, co robię, a czego nie. I dlaczego.

Jest moje. Jest git.

W styczniu obserwowałam swoją nauczycielkę jogi, gdy przed sesją leżała na plecach z rozłożonymi szeroko rękami i lekko, jakby bez wysiłku przenosiła złączone, wyprostowane nogi nad sobą – od dłoni, do dłoni. Mam nadzieję, że dobrze opisuję to ćwiczenie. W każdym razie któregoś razu postanowiłam sprawdzić czy to trudne. I nie byłam w stanie poderwać nóg z podłogi. Leżały tam sobie, stopy z boku, nogi wyprostowane, złączone i nic. Ani drgnęły. Co innego podnoszenie i utrzymywanie wyprostowanych nóg – 30, 60, 90 stopni, nie ma problemu, to mam wyćwiczone. Ale to przenoszenie bokiem, strasznie mnie to wkurzyło. Jak to, nie mogę?
Wtedy postanowiłam, że będę ćwiczyć, aż to zrobię. Urodziłam dwójkę dzieci i nóg sobie nie poprzenoszę? Niedoczekanie.
W poniedziałek i w środę Ojciec Dzieciom wraca do domu koło północy. We wtorek i czwartek ja po odebraniu dzieci z placówek idę do drugiej pracy i jestem w domu o 21. Zostaje nam piątek oraz weekend. Nie mam serca któregoś z tych trzech wieczorów poświęcać na wyjścia na jogę (chodzę w środę, jeśli Ojciec Dzieciom może odebrać dzieci, praca i przedszkole do 17, wiadomo), zbyt ważne są dla mnie rodzinne kolacje. W weekendowe poranki odsypiam i celebruję śniadania z dziećmi. Nie mam czasu na fitness, no nie mam. Dlatego zainteresowałam się domowymi treningami Chodakowskiej, po 6 minut każdy. Należy złożyć zestaw pięciu takich filmów i robić codziennie. Pomyślałam, że w sumie to nie zabiera zbyt wiele czasu i przecież jak uśpię dzieci to taka chwila ruszania się nic nie zaszkodzi. Nie muszę wychodzić z domu, korzystać z przyrządów. Coś dla mnie.
Pierwsze razy były zabawne – odpadałam w połowie trzeciej serii zastanawiając się, czy kiedykolwiek dojdę do pięciu. Doszłam i robię teraz z dużą frajdą, chociaż w połowie czasem zastanawiam się po cholerę mi to wszystko. W lepsze dni dokładam po 5 seriach pompki, kilka asan i mostek. Uwielbiam stać w mostku, to duża przyjemność!
Czy schudłam? Nie mam zielonego pojęcia! Po odstawieniu Panienki od piersi dość spektakularny efekt jojo powiększył mnie o przynajmniej jeden rozmiar. W końcu przestałam się ważyć, co jest dużym osiągnięciem – kiedyś ważyłam się codziennie i niestety, swoją samoocenę opierałam w dużej mierze na wyniku. Dziś mi to, delikatnie mówiąc, wisi. Nie mierzę się i nie ważę. Części ubrań nie noszę, bo są za małe, ale muszę jakoś z tym żyć. Nowe kupuję w większym rozmiarze, ale co ciekawe, własnie teraz zaczęłam nosić krótsze sukienki i szorty.
Nie jestem mistrzynią fitnessu i nie dążę do tego, traktuję to raczej jako zabawę, sposób na relaks, dostawę endorfin. Po skończonych ćwiczeniach jestem zmęczona i super zadowolona. Moje ciało jest rozgrzane i mogę z nim robić różne rzeczy, których nie mogłam kiedyś. Podoba mi się to. Lubię patrzeć jak zarysowują mi się mięśnie pod skórą (w tych nielicznych miejscach, w których warstwa tkanki tłuszczowej ich nie zakrywa), lubię dotykać swoich ud gdy je napinam i czuć jakie są twarde. Myślę wtedy, że moje ciało jest naprawdę świetne. Zupełnie wymykające się kanonom piękna, z rozstępami po pierwszej ciąży, cellulitem, ale silne i pełne energii.
Czasami mamy całą rodziną różne pomysły, na przykład robimy wszyscy razem pompki, Panienka kładzie się wtedy na plecach Ojca Dzieciom i głośno się śmieje. Albo urządzamy konkursy, kto zrobi więcej brzuszków. Pokazuję dzieciom pozycję drzewa i stajemy razem w tej asanie, rosnąc sobie do sufitu. Starszak uczy się robić mostek, Panienka jest małą mistrzynią psa z głową do dołu. Nie jestesmy super sportową rodziną, ale staramy się przekazać dzieciom, że ruszenie się z kanapy jest fajne, a wysiłek fizyczny potrafi dać dużo radości. I to wydaje mi się istotne – nie dbam o wagę, dbam o ciało.Aha, umiem już przenosić nogi, od dłoni do dłoni. Może nie perfekcyjnie i tak gładko, jak bym chciała, ale umiem. Nasze ciała potrafią więcej, niż się tego po nich spodziewamy. Tworzymy dzieci, rodzimy je, produkujemy dla nich pokarm. A to nie koniec!