Czasami człowiek wpadnie nagle na jakąś myśl i wydaje mu się genialna, a potem okazuje się, że to kompletny banał i ta świadomość przychodzi zazwyczaj po 2 minutach od odkrycia. Miałam tak przed chwilą czytając jeden z milionowych postów pisanych przez blogującą mamę, dotyczący jej karmienia butelką.
Kobiety w Polsce nie decydują o tym, że chcą karmić butelką. One są do tego zmuszane.

Zmuszają je do tego lekarze, którzy w czasie wizyt ciążowych nie wywiązują się ze swoich obowiązków i nie podejmują tematu karmienia ograniczając się czasami do pytania „zamierza pani karmić?”. Mnie o to nie pytano. Zmuszają je do tego położne na oddziałach poporodowych, które mają sporo pracy, często nie mają aktualnej wiedzy, a najczęściej są po prostu zobojętniałe na to, czy pacjentka radzi sobie, czy nie. Zmuszają je też szpitalne łóżka, totalnie nie przystosowane do karmienia po porodzie, brak możliwości przyjęcia wygodnej pozycji, zrelaksowania sie bez bólu pleców i karku. Zmuszają je rodziny, nastawione na odwiedziny i obejrzenie maluszka, a nie pomoc zmęczonej kobiecie. Zmusza je do tego brak dostępnych, bezpłatnych, dobrych porad laktacyjnych. Zmuszają je do tego apteki, w których łatwiej kupić butelkę i mieszankę niż na przykład dobry laktator.
W razie kłopotu – zawsze znajdzie się ktoś, kto powie „wiesz, po co masz się tak męczyć, przecież mleko modyfikowane jest przebadane, ma dobry skład”.
W razie jakichkolwiek problemów u dziecka jest bardzo duża szansa, że lekarz zaleci przejście na mieszankę: dla dziecka z ryzykiem alergii, na ulewanie, na kolki, na wzdęcia, na dłuższy sen. Do wyboru, do koloru. W tym temacie pediatrzy mają zazwyczaj najbardziej aktualną wiedzę, dbają o to producenci mieszanek.
Czasami wydaje mi się, że kobiety, które podjęły decyzję o karmieniu mieszanką nie istnieją. Istnieją tylko te, którym nikt nie pomógł karmić swoim mlekiem. I to mnie strasznie, strasznie wkurza.