Niedawno mój syn świętował swoje 16. urodziny. Oznacza to, że niebawem będę obchodzić 16. rocznicę matury. Dziwne? Tak było – urodziłam dziecko w klasie maturalnej, dwa miesiące przed egzaminem dojrzałości. Do którego podeszłam w terminie, a nawet zdałam. I nie poprzestałam na tym, bo zdałam egzaminy na studia. Które zaczęłam (i skończyłam) w terminie. Czy to znaczy, że mogę powiedzieć nastolatce w ciąży „hej, dasz radę! Zobacz, mi się udało!”? Niekoniecznie. O co chodzi? O zasoby.
Nie powiem ci, co masz robić ze swoim życiem
Gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, moja sytuacja była trudna. Miałam możliwość przerwania jej, ale podjęłam decyzję, że będę miała dziecko. Czy to oznacza, że moim zdaniem to jedyne słuszne wyjście? Zdecydowanie nie. Z bardzo prostego powodu: nie każdy ma takie zasoby, jakie ja miałam wtedy. Nie każda sytuacja jest taka sama.
Dostałam ogromne wsparcie rodziny, a co za tym idzie: pieniądze i dom. Na porodówce nie musiałam martwić się, że nie będzie mnie stać na znieczulenie – wtedy słono płatne. Nie musiałam zastanawiać się, czy będę miała za co kupić pieluchy. Co więcej, byłam w tak luksusowej sytuacji, że mogłam pójść na studia dzienne, gdy mój synek zostawał pod najczulszą opieką mojej mamy. Pewnych wyborów po prostu dokonywać nie musiałam.
Więc gdy dziś ktoś mówi mi, że jest pod wrażeniem tego, że sobie poradziłam w swojej sytuacji, ja wiem, że przecież nie poradziłam sobie sama. I gdyby nie wsparcie rodziny – nie wiem, co by było. Po prostu nie wiem.
Nasze zasoby
Korepetycje od podstawówki, własny pokój w dzieciństwie zamiast gnieżdżenia się z młodszym rodzeństwem – to przecież jest ogromne wsparcie na początku. Chociaż może się wydawać czymś oczywistym i wręcz banalnym, jeśli mieliśmy to my i nasi znajomi. Pewne decyzje łatwiej podejmować, gdy ma się na przykład własne mieszkanie. Łatwiej jest iść na niszowy kierunek na studiach, a potem zająć się pasjonującą ale mało dochodową pracą, gdy ma się chociażby kawalerkę po rodzinie z czynszem 400 zł miesięcznie. Jaką swobodę daje babcia opiekująca się dzieckiem za darmo, zamiast prywatnego żłobka (bo państwowe, ktoś je widział?). Takie przykłady można mnożyć. To są wszystko zasoby, które się ma – lub nie. I nie zawsze wystarczy ciężka praca i determinacja. One pchają do przodu, ale żeby zrobić ten pierwszy krok trzeba mieć kogoś, kto poda ci rękę.
Wsparcie
To, że nie jesteśmy w 100% autorami naszych sukcesów w niczym im nie umniejsza. Ja wiem, jaką pracę wykonałam. Pamiętam, jak było mi trudno uczyć się do matury z płaczącym noworodkiem w domu. Pamiętam, przez co przeszłam. I nikt za mnie nie napisał moich prac magisterskich, nikt za mnie nie siedział do 3 nad ranem przy komputerze. Ominęło mnie szalone życie studenckie, wyjazdy na Erasmusa. Wykonałam ciężką pracę, ale miałam warunki, by ją wykonać. Miałam wsparcie. I każda osoba, która osiągnęła coś dzięki swojej pracy – sama tę pracę wykonała.
Ale pamiętajmy.
Sytuacje są różne, potrzeby tak inne, że nie można powiedzieć „zobacz, mi się udało!”. Nie każdemu się uda to, co tobie. Bo nie każdy startuje z takiego samego pułapu. Co więcej, czasem trzeba przyznać przed sobą „ciężko pracowałam, ale nie jestem jedyną autorką mojego sukcesu, bo sama bym nie dała rady”.
A jeśli jesteś licealistką w ciąży i zastanawiasz się, co zrobić, to nie patrz na mnie i nie myśl „ona urodziła w liceum i dała radę”. Patrz na swoją sytuację, swoje możliwości, swoje zasoby. To twoje życie.
Cieszę się, że przeczytałaś ten tekst do końca. Czekam na Twoje komentarze.
Pozdrawiam!
Ola
Zainteresował Cię ten tekst?
Przeczytaj inne z kategorii CODZIENNOSC
Obserwuj mnie na Facebooku
Obserwuj mnie na Instagramie