Nauczyłam się, by uważać na życzenia. Bo czy naprawdę chcę mieć dużo czasu na czytanie? Na przykład…leżąc w szpitalu? Takie myślenie pomaga mi trochę, gdy dopada mnie rzeczywistość i czuję, że jest mi ciężko. Tłumaczę sobie, że przecież jest dobrze. Jestem zmęczona po pracy, bo MAM pracę. Dzieci hałasują, bo SĄ i są ZDROWE. W mieszkaniu bałagan, bo normalnie ŻYJEMY. Mam mnóstwo naczyń do pozmywania, bo jedliśmy…. Ale teraz, dzisiaj, to nie zawsze działa.
Stan wyjątkowy
Wiem, że mam prawo do swoich uczuć. Odwaga, dzielność, chart ducha. To piękne cechy. Ale musimy dać sobie prawo do powiedzenia, że jest nam ciężko. Myślenie, że inni mają gorzej, więc nie mogę narzekać, nie spowoduje, że ktoś poczuje się lepiej. Kiedy boli mnie głowa, to nie mija na myśl, że kogoś boli bardziej. To mój ból. Gdy czuję, że dzisiejsza forma pracy z domu połączona z nauczaniem dzieci i izolacją w dwupokojowym mieszkaniu mnie momentami przerasta, to nie robi mi się lepiej gdy pomyślę, że przecież mogłoby być gorzej. Wiem, że mogłoby być gorzej. Nie mam pewności, że nie będzie gorzej. Ale to nie zmienia moich odczuć teraz.
Musimy dać sobie prawo do powiedzenia, że jest nam trudno.
To twoje uczucia
To jesteś TY w TWOJEJ sytuacji. I to, jak się w niej czujesz, jak ją znosisz, nie powinno podlegać ocenie. Przyznaję, że kiedyś patrzyłam z ukosa na osoby narzekające na swój los, gdy obiektywnie miały dobrze. Nie jestem z siebie dumna. Wiem dziś, że nie mam prawa oceniać tego, jak ktoś się czuje, jak znosi swoją sytuację. Te sytuacje są różne, nasza odporność psychiczna jest różna, nasze doświadczenia, zasoby.
Nie chcę karcić samej siebie za swoje uczucia.
Jesteśmy w trudnej sytuacji. Wszyscy. Wszyscy będziemy lizać rany po pandemii. Większe lub mniejsze. I nie musimy sobie jeszcze dokładać poczucia winy.
Dziękuję za lekturę, ściskam
Ola
Zainteresował Cię ten tekst?
Przeczytaj inne z kategorii KOBIETA
Obserwuj mnie na Facebooku
Obserwuj mnie na Instagramie
1 Comment
Zag Wozdka
Jeżu, prawie podczas tej izolacji zwariowałam. Nagle zostałam matką na pełen etat, bo zamknięto żłobki, a nigdy się na to nie pisałam. Ale przetrwaliśmy, dziecko nadal się uśmiecha, więc nie popsuliśmy się nawzajem. Zresztą ma teraz etap na tatka i mogę odetchnąć :)