W ósmej klasie chodziłam na kółko matematyczne. Z tej samej matematyki miałam poprawkę po 3. klasie liceum. Byłam ulubienicą polonistek, pisałam najpiękniejsze wypracowania, a z pisemnej matury z polskiego dostałam 3. Za krótką pracę napisałam, za mało wyczerpującą… Na studiach zarobiłam dwóję do indeksu i poprawiałam kilka egzaminów. Potem do teczki schowałam dwa dyplomy magisterskie i jedno świadectwo studiów podyplomowych. W podstawówce i liceum byłam przeciętniakiem, a każda z moich prac dyplomowych była we fragmentach drukowana (najnowsza TU). Czy kogokolwiek interesują moje oceny na świadectwie?
Oceny na świadectwie twojego dziecka
Rok temu pod koniec czerwca mój fejs zapełnił się postami dumnych rodziców. Dumnych z ocen swoich dzieci, ze zdjęciami świadectw z czerwonym paskiem. A ja wtedy oglądałam świadectwo swojego syna i myślałam o tym, jak bardzo chciałabym, żeby oceny na świadectwie nie determinowały jego własnej samooceny. Bycie dumnym z osiągnięć dziecka to wspaniała sprawa, jasne. Gdy dostałam się z wysoką notą do dwujęzycznej klasy w ogólniaku, wiedzieli o tym wszyscy znajomi mojego Taty…
Czy oceny na świadectwie mówią coś o dziecku? Na pewno to, czy umie dobrze funkcjonować w szkole, uczyć się w wyznaczonym czasie, dopasowywać do systemu. Czy te oceny mówią coś o jego kreatywności, empatii, otwartości, inteligencji emocjonalnej? Nie bardzo. Czy mówią coś o tym, jakim jest człowiekiem? Czy umie współpracować, a może jest skupiony na sobie? Jakie ma talenty i zainteresowania? Co lubi robić po szkole?… Raczej nie.
Pamiętam swoją frustrację w drugiej klasie podstawówki, gdy dostaliśmy termin nauczenia się tabliczki mnożenia na pamięć. Szło mi to bardzo opornie, frustracja rosła wraz ze zbliżającą się datą kartkówki. Miałam jakieś dziewięć lat i już wtedy myślałam (pamiętam to jak dziś!) że to absurd, ten termin. Że przecież KIEDYŚ się tej głupiej tabliczki mnożenia nauczę, w końcu, we własnym tempie. Ale szkoła narzucała termin, jeden dla wszystkich dzieciaków. Oczywiście, dostawałam jakieś trójczyny, aż w końcu się wykułam. Wściekła na system uczennica drugiej klasy.
Czy dobre oceny na świadectwie są potrzebne?
Nie należę do osób, które mówią, że oceny NIC nie znaczą. Gdy chcemy, aby dziecko miało szansę na dostanie się do dobrej szkoły, w której będą pracowali fajni, mądrzy nauczyciele – musi mieć dobre oceny. Gdy chcemy, aby dostało się na dobra uczelnię i realizowało swoje plany – musi mieć dobre oceny. Tak działa ten system i musimy się z tym pogodzić. Ale oceny na świadectwie nie opisują człowieka.
Czy jestem dumna z moich dzieci? Tak, bo zapowiadają się na fajnych, mądrych dorosłych. Takich, dzięki którym ten świat będzie trochę lepszym miejscem. Jestem dumna z syna, gdy starsza sąsiadka przynosi mu w prezencie czekoladę, bo zawsze jak ją spotka, to kłania się i pomaga wnieść zakupy. To JEST ważne. Jestem dumna z córki, gdy tłumaczy koleżankom, że Parada Równości jest ważna i że wszyscy są równi. To JEST wartość. Ich szkolne wyniki nie mówią nic o tym, jacy inteligentni, fajni to są ludzie. Ich szkolne wyniki to po prostu… szkolne wyniki.
Kiedy przyjdziemy do domu ze świadectwami, to niezależnie od ocen, pójdziemy na lody. Oboje ciężko pracowali, wbrew fizjologicznym potrzebom swoich młodych organizmów wstawali rano, siedzieli w szkolnych ławkach, spędzali mnóstwo czasu nad pracami domowymi. Należą im się te wakacje i to będziemy świętować. A świadectwa pójdą do teczek.
Nasze dzieci muszą wiedzieć, i to cholernie ważna rola rodziców, że je wspieramy i kochamy niezależnie od wyników. Szkolny program jest przeładowany, rewolucje w systemie są powodem stresu, nauczyciele są sfrustrowani. A w tym wszystkim nasze dzieci. Wrażliwe, dorastające dzieci. Nie zepsujmy tego kwaśną miną nad świadectwem. Ani nadmiernym entuzjazmem, gdy jest celujące – bo presja też jest szkodliwa. Doceniajmy dzieciaki przez cały rok. Zasługują na to.
Zainteresował Cię ten tekst?
Przeczytaj inne z kategorii RODZICIELSTWO
Odwiedź mnie na Facebooku
Obserwuj mnie na Instagramie
6 Comments
Asia
Brawo! :)
Ania
Tak!
Moje dziecko idzie za rok do pierwszej klasy. Być może trafi do pani, która jako wychowawca bardzo dba o dzieci, ma dobry kontakt z rodzicami, ale ma też, wg mnie, jeden brzydki zwyczaj – prosi dzieci, które dostały szóstki z kartkówki, żeby wstały, a pozostałe biją im brawo. Braw nie ma przy żadnych innych ocenach. Córka koleżanki, przestała cieszyć się z czwórek i piątek, straciła zapał do nauki. Dorośli rozmawiali z nauczycielką – efektem jest podciąganie na siłę ocen niektórym dzieciom (z rodzicami których była rozmowa), żeby mogły czasem dostać szóstkę i nie płakać. Błagam – zabierzcie nam 500+ i dajcie te pieniądze na mądrą reformę edukacji. Szkolcie nauczycieli z metodyki nauczania i psychologii rozwojowej. Dlaczego w Holandii dzieci w podstawówce mogą nie mieć prac domowych, a oceny z testów nie są dostępne ani uczniom ani rodzicom, tylko służą nauczycielom, żeby mogli pomóc swoim uczniom wybrać odpowiednią ścieżkę dalszego nauczania? Czy u nas się nie da? Chcę, by moje dzieci uczono wytrwałości, logicznego myślenia, umiejętności dyskusji, tolerancji, współpracy, wystąpień publicznych, obrony własnego zdania. Póki co, jestem przerażona…
Aleksandra
O rany, co za zwyczaj! Nie służy nikomu… Raz pani od historii poprosiła mnie o wstanie w klasie i powiedziała, że jestem „białym krukiem”, jedyną zainteresowaną historią… Czułam się nie wyrózniona, tylko bardzo dziwnie i nieswojo…
Sukcesss
Oj ciężko… Ja aktualnie chodzę do 2 liceum, i od rodziców wsparcie dostawałem tylko wtedy, kiedy dostawałem minimum 4 z kartkówek i sprawdzianów. Mało tego, jeżeli mam złe oceny to MOI własni RODZICE mnie poniżają i wyzywają od głąbów, gdy ja tym czasem prowadzę „firmę” 10 osobową która tworzy gry… Zazdroszczę tym co mają wsparcie od starych… );
Aleksandra
Dzięki za komentarz! Wtajemniczasz rodziców w swoje przedsięwzięcie związane z grami? Może warto im pokazać, co robisz poza szkołą?
Witek
Zawsze chciałem żeby moja mama miała podobne podejście do ocen, ale ona zawsze ciągnęła. I niby ciągnęła ale gdy miałem od 4 do 6 klasy paski pod rząd, nie robiło to na niej wrażenia, na zasadzie ,,tak ma być” i tyle (mimo, że co roku mówiła,, że go nie będę miał). Gadanie zaczęło się w gimnazjum, gdy szło mi słabiej i już nie miałem tego wyróżnienia (oceny 3-4 czasem 5 i 6, moim zdaniem nie szło najgorzej). Siedzenie z nią przy lekcjach w podstawówce to było piekło – stres jak czegoś nie wiedziałem, krzyk nerwy i płacz mój, a gdy w 3 podstawówce dostałem pierwszą 1, bałem się wracać do domu (choć akurat wtedy opanowała się i nie było tak strasznie).
Generalnie nigdy nie miałem z nią najlepszego kontaktu, zawsze była jaka była, porównywała mnie do lepszych i bardzo rzadko chwaliła, ale jakoś to przebolałem.
Teraz mam lat 17, za niecałe 2 miesiące 18 i po uzyskaniu pełnoletności chciałbym wynająć pokój w mieście i przynajmniej spróbować pogodzić jakoś pracę ze szkołą, aby móc się usamodzielnić i ograniczyć kontakt z moją rodziną do minimum.
Pozdrawiam ^^