Czekacie na nie. Z obawą, ale świadomością, że to nieuniknione. Trudne pytania dzieci. Nie wiesz, jakie będzie pierwsze. Ile będzie miało lat, gdy zapyta? Jak przygotować odpowiedź? Bo może zapyta o wiarę, a ty w kościele bywasz tylko na ślubach? A może przyjdzie i ze łzami w oczach zapyta, czy to prawda, że święty Mikołaj nie istnieje, jak Kasia mówi? Może zapyta cię, co to jest orgazm, bo przeczyta to słowo na okładce gazety w kiosku, przeliteruje je na głos, bo uczy się czytać i robi to ciągle, ale czy musi przy ludziach? Czasem to pytanie powoduje, że milkniesz. I każda odpowiedź wydaje się głupia.
Najtrudniejsze pytanie
Szykowałam się do wyjścia. Na parapecie mam lusterko, maluję się patrząc na drzewa. Moja córka podeszła do mnie, oparła się o krzesło, i zaczęła przyglądać moim ruchom. Rysowałam kreski na powiekach, tuszowałam rzęsy. Wtedy zapytała „mamo, a dlaczego to robisz?”
Wtedy zrozumiałam, że pytania o orgazm, świętego Mikołaja, nierówności społeczne i czy trzy żaby pokonałyby jedna ropuchę to naprawdę nic. Bo pytanie o to, dlaczego się maluję zadane przez moją córkę okazało się najtrudniejsze. Miałam świadomość, że to jest mała dziewczynka, o którą walczę. Walczę o to, by pomimo wyidealizowanego wizerunku kobiety w mediach, szczuplutkich lalek którymi się bawi, wyretuszowanych zdjęć na billboardach wierzyła w moc różnorodności. Wierzyła w to, że nie wygląd definiuje człowieka. Wierzyła, że ma prawo wyglądać tak, jak chce. Jak lubi. Jak jej się podoba, a nie jak się światu podoba.
Odpowiedź
Spojrzałam sobie głęboko w oczy, z ręką zastygłą w połowie rysowania kreski. Czy wyszłabym z domu bez makijażu? Dziś tak. Kiedyś – nie ma mowy. Przynajmniej puder, cokolwiek. Od jakiegoś czasu, a zbiegło się to chyba z 30. urodzinami, mam większy luz. Na urlop nie pakuję kosmetyków do makijażu, tylko krem z filtrem. Czasem używam samego pudru. Ale do pracy, na spotkania – bardzo delikatnie (kto mnie widział na żywo, ten wie), ale jednak się maluję. Bo?
Tak, przyznaję sama przed sobą – często bez makijażu czuję się przezroczysta, bez wyrazu. Mam wrażenie, że wyglądam na zmęczoną. Ta odrobina cienia na powiekach i tusz do rzęs powodują, że czuję się lepiej. Chociaż doskonale znam teorię, przerabiałam Naomi Wolf, a dyplom gender studies mam po coś, mam świadomość mechanizmów jakie po części stoją za tym, że używam różu. Ale to nie jest cała prawda.
Nie chciałam powiedzieć swojej małej córce, że maluję się, bo bez makijażu czuję się czasem nieładna. Nie chciałam powiedzieć, że maluję się, bo tak trzeba. Bo nie trzeba. Nie chciałam powiedzieć, że makijaż to dbanie o siebie, bo to nie ma z dbaniem o siebie nic wspólnego, a „nieumalowana” nie jest synonimem „zaniedbana”. Jednocześnie poczułam, że najlepszą odpowiedzią jaką mogę dać córce, najbliższą tej trudno uchwytnej prawdzie jest:
bo lubię.
Ciało
Jako matka córki mam świadomość, że to, co mówię (i myślę!) o swoim ciele będzie miało na nią wpływ. I chociaż moja relacja z ciałem jest ciągle trudna, to są rzeczy, których nigdy przy niej nie robię, na przykład stojąc przed lustrem nie marudzę. Gdy chodzę na fitness, to opowiadam o przyjemności jaką mi daje i sile jaką buduję, a nie o odchudzaniu. Gdy odwiedzam swoją ulubioną dietetyczkę, to rozmowa w domu dotyczy zdrowego odżywiania, a nie wagi.
Jakiś czas temu moja córka powiedziała, opisując koleżankę, że jest trochę pulchna. Zatrzymałam rozmowę w tym momencie i zapytałam „a jak tak mówisz, to czego się o niej dowiadujemy? Czy to ważne?”. Długo rozmawiałyśmy wtedy o tym, że mówienie o kimś, że jest chudy albo szczupły nie jest ani potrzebne, ani sensowne. Ciekawe są inne informacje: jakie filmy lubi? Czy ma psa? Czy lubi śpiewać? Czy ma rodzeństwo? To jest ciekawe i daje jakąś wiedzę o człowieku, a nie informacja o jego wadze (albo tym, jak tę wagę postrzegamy). I na tym warto się skupić gdy się kogoś poznaje.
Jak będzie z moją córką w przyszłości? Być może jej nie uchronię przed kompleksami, doszukiwaniem się mankamentów w ciele i niechęcią do zmian jakie w nim zachodzą. I być może jako nastolatka zacznie eksperymenty z makijażem nakładając go dużo i bez sensu (prawo wieku!). Może być inaczej, ale najważniejsze, żeby robiła to, co sama będzie chciała robić. I żeby lubiła siebie – niezależnie od rozmiaru, makijażu czy stanu zdrowia.
Zainteresował Cię ten tekst?
Przeczytaj inne z kategorii RODZICIELSTWO
Odwiedź mnie na Facebooku
Obserwuj mnie na Instagramie
2 Comments
Ania
Dziękuję Ci za ten post :)
Visenna
To była najlepsza odpowiedź, bo lubię