Najlepiej podsumował to wszystko Ojciec Dzieciom mówiąc: „jak się nosi przodem do siebie, to to dziecko tak idealnie pasuje”. Wiecie, o co chodzi? To są pasujące puzzle. Maluch wtulony w pierś, łypiący okiem, rozglądający się lub uśpiony. Gdy bierzemy dziecko na ręce, w sposób naturalny układamy je przodem do siebie. Czasem, gdy jest starsze, nosimy je przodem do świata, żeby sobie popatrzyło, żeby miało odmianę. Ale nie trwa to długo – to pozycja dla noszącego w sumie niezbyt wygodna. No ale do rzeczy, jak to jest z tym noszeniem przodem do świata?

Noszenie przodem do świata – co mówią lekarze?

Otóż, moi drodzy, mówią różnie. Przekopałam sieć i znalazłam opinie medyków, którzy uważają noszenie przodem do świata za bezpieczne. Tak się składa, że te opinie znajdują się na stronach producentów nosidełek. Ale znalazłam też lekarskie opinie na temat szkodliwości takiego noszenia i wyraźnie punktujące jak i dlaczego jest to dla dziecięcego kręgosłupa i dziecięcych bioder złe (słynna fizjologiczna żabka, której się nie osiągnie oraz naturalne wygięcie w literę C, które jest przy noszeniu przodem do świata prostowane). Nie będę ukrywać, że te opinie powiązane były z producentami nosideł ergonomicznych i chust… Więc sytuacja wygląda tak, że każdy znajdzie opinię lekarza popierającą jego tezę. 

 

Głos doświadczonych rodziców

Czyli mój i Ojca Dzieciom. Mamy za sobą kilka lat noszenia Panienki. W chuście tkanej, w nosidle mei-tai, w nosidle Tonga. Nosiliśmy noworodka, nosiliśmy przedszkolaczkę. Na brzuchu, na plecach. W czasie wycieczek, miejskich spacerów, sprzątania. Z dzieckiem w chuście podróżowaliśmy, robiliśmy zakupy, łaziliśmy po plaży, jeździliśmy pociągiem przez pół Polski. Chusta działała na smutki, usypianie, potrzebę wyciszenia się. Potrafiliśmy zawiązać kieszonkę w mgnieniu oka, wrzucić dziecko na plecy bez asekuracji, a nawet odłożyć z chusty śpiące dziecko (serioooo). Więc coś tam w sumie o chustowaniu wiemy. 

Na początku tego postu przeczytaliście wypowiedź Ojca Dzieciom o noszeniu malucha przodem do siebie. To był jego cichy komentarz do mnie na widok rodzica z dzieckiem przodem do świata. To nie wyglądało komfortowo, po prostu. Ale to też jest względne i nie mi oceniać cudzą wygodę. Natomiast powiem Wam tyle: chcecie, żeby dziecko poznawało świat? Wrzućcie je na plecy. 

Dziecko noszone przodem do rodzica nie ma wzroku utkwionego w rodzicielski mostek. Rozgląda się ciekawie. Obserwuje świat, a gdy te obserwacje je znudzą, znużą lub przestraszą – może szybko się przed tym światem schować. Wtulić w rodzica główką. Ma tę możliwość, w przeciwieństwie do dziecka, które noszone jest przodem do świata. 

A co z tymi plecami? To już w ogóle jest super. Dziecko wrzucone na plecy po prostu patrzy sobie w tym samym kierunku, co rodzic, ale o tyle bezpieczne, że może schować się za mamą lub tatą. I gdy ktoś mówi mi, że nosi dziecko w nosidle przodem do świata, bo to dziecko chce patrzeć przed siebie, ja mówię: spróbuj wrzucić je na plecy. Wtedy to dziecko ma szansę, podobnie jak noszone przodem do świata, schować się przed światem gdy ten je trochę zmęczy. Ograniczyć bodźce. A wszyscy rodzice wiedzą, jakie efekty daje przebodźcowanie malucha. OPŁAKANE. If you know what I mean. 

 

Może Was przekonam?

Nie jestem w stanie dyskutować z opiniami lekarzy współpracujących z producentami nosideł przodem do świata. Jestem kulturoznawczynią i historyczką sztuki, nie lekarką. Ale jestem też matką, która naprawdę zdrowo się nanosiła w chuście. I uwaga: kilka razy miałam dziecko (nie swoje) w nosidle przodem do świata. Powiem wam więc tyle: to było niewygodne. Nienaturalne. Nie miałam kontaktu z tym dzieckiem. Co innego, gdy maluch był na moich plecach. Więc zastanówcie się, gdy ktoś Wam będzie zachwalał noszenie przodem do świata. Czy NA PEWNO to jest takie fajne?