Co robi pracująca żona i matka na Tinder? Obserwuje świat. Staram się być w miarę możliwości na bieżąco z nowymi technologiami, z tym, co dzieje się w social media. Po pierwsze dlatego, że jestem ciekawa. Po drugie dlatego, że mam dzieci i chcę trzymać rękę na pulsie. A po trzecie dlatego, że to może być inspirujące.
Tinder – o co w tym chodzi?
Nie będę opisywała ani oceniała zjawiska, jakim jest Tinder. Każdy korzysta z niego tak, jak chce. Są ludzie poszukujących partnerów seksualnych i piszący o tym wprost, to duża część. Ale w opisach znajdowałam też inne tematy. Dziewczynę, która jeździ na rolkach i szuka towarzystwa. Obcokrajowca, który chciałby poznać Warszawę. Ludzi szukających kogoś, żeby pogadać, a nawet chłopaka, który potrzebował towarzystwa na wesele.
Nie wiecie, jak działa Tinder? Szybko Wam zreferuję: logujecie się za pomocą loginu i hasła z Facebooka. Ustawiacie sobie zdjęcie oraz zakres ujawnionych danych (wiek, miejsce pracy, wykształcenie – pobrane z Facebooka). Tinder ma też dostęp do stron, które macie polubione oraz do listy znajomych. Ustawiacie kogo szukacie, w jakim wieku i w jakiej odległości. A potem pojawiają się zdjęcia osób. Można sprawdzić opis i zaznaczyć, że nie jest się kimś zainteresowanym, albo dać like. Jeśli macie wspólne zainteresowania lub wspólnych znajomych na fejsie, zobaczycie to. A jeśli zdarzy się tak, że osoba, której daliście like zrobi to samo – it’s a match. Dopiero teraz widzicie, że zainteresowanie jest z dwóch stron. No i można zacząć rozmawiać.
Tinder dla matek?
I to jest ten moment, o którym pomyślałam, że Tinder mógłby być bardzo fajnym narzędziem dla matek. Mhm. Dla matek. Wyobraźcie sobie, że logujecie się na Tinderze i szukacie podobnych wam matek z okolicy. Do pogadania, wyjścia na spacer albo wizyt u siebie w deszczowe dni, żeby dzieci mogły się pobawić, a wy napić ciepłej kawy. Mój opis swego czasu mógłby wyglądać tak „wege mama, chusty i BLW. Chętnie porozmawiam o NVC i AP”. Brzmi momentami hermetycznie, ale kto ma wiedzieć, ten wie. I możne znalazłabym inną mamę z okolicy, z którą mijam się w parku, ale jakoś nie miałyśmy okazji zagadać.
Samotność matek bywa czasem bardzo trudnym doświadczeniem. Znajomi pracują, bliscy daleko. Dzięki ci facebooku za grupy dyskusyjne, dzięki ci forum chustowe, które swego czasu uratowało moje zdrowie psychiczne. Ale to jest cały czas sieć. Tinder wykorzystywany przez matki mógłby ułatwić nawiązanie kontaktu, a potem przeniesienie go do rzeczywistości. Bo tu jednak chodzi o to, żeby się znaleźć, zorientować, czy jest chemia i umówić. A czy na winie, czy na kawie w lokalnej klubokawiarni to już inna sprawa.
Oczywiście jak to jest z genialnymi pomysłami, nie byłam pierwsza. Dwie Angielskie matki wpadły na ten sam pomysł już wcześniej i stworzyły tinderopodobną aplikację dla matek, Mush. Ale w związku z brakiem polskiej wersji językowej – czemu nie korzystać w ten sposób z Tindera?
5 Comments
Marlena
Tinder? O kurcze wciąż coś nowego, a ja jestem do tyłu, bo nie mam o tym pojęcia. Nie wiem cóż to takiego 😊
Ewelina
Może powinnaś to opatentować :)
A tak serio – do takiego celu mogą się też przydać lokalne grupy mam. Czasem można na nich poznać bratnią duszę :)
Wypaplani
Tinder mam ma tapecie do zainstalowania i ciągle brak czasu przeszkadza ogarnąć temat. A fajnie być na bieżąco z socialami – muszę wreszcie znaleźć chwilę :)
Hacker
Napisze Ci tak. Jestem facetem i widziałem Twój profil na Tinder. Dlatego tu zajrzałem bo podałaś w profilu adres Twojej strony .(dobrze że nie dałem Ci like). Ale nie o tym. Wrućmy do Tinder. Jestem lub nazwijmy to mam profil na Tinder od ok.5 miesięcy. Nazywam go przeklętą aplikacją. Zaznacze nie szukam tam ONS (skrót z apki sugerujący ona na seks). Poznałem tam osobiście kilka kobiet. Nie jestem osobą która szuka niewiadomo kogo czy też nie mam jakiś wygórowanych wymagań. Chce poznać osobe na stałe i tyle. Wracając do zapoznań. 90% kobiet dzień przed spotkaniem usuwa połączenie profilowe. A ja opowiem Ci o pozostałych 10%. Tak w skrucie.Sytuacje dziwne bo i pewna pani prubowała mnie okraść, albo pani dyrektor wielkiego konsorcjum potrzebowała 3 dni sexu, albo pani chodziło o stan konta, albo inna w pierwszym pytaniu pytała czym przyjechalem i ile kosztuje mój zegarek i jeszcze kilka dziwnych sytuacji. Ale do czego dąże. W moim profilu napisałem że szukam kogoś na zawsze. I teraz finał – urok Tinder. Wszystkie poznane przezemnie Panie sugerowały to samo . Związek na stałe…haha…ale tylko w mówieniu i pisaniu bo w realu chodziło im zawsze o coś innego. Jest to przeklęta aplikacja pełna obłudy. Choć tak zawsze do niej wracam z nadzieją że kogoś poznam a potem jak zwykle . Tinder taki mój nałóg ale mało realny na rzeczywistość. I nie usuwaj mojego postu bo zapewne piszesz o Tinder bo masz umowe reklamową ale jak prowadzisz blog pisz prawde bo ktoś go czyta i wierzy w to co piszesz a życie zweryfikuje potem taką osobe inaczej. I opisane tu moje doświadczenie mogłoby potwierdzić kilku moich znajomych którzy z Tinder też korzystali i po kilku razach każdy z nich usunął tą apke bo trudno tam poznać kogokolwiek do prawdziwego związku. Pozdrawiam i będe Cię tu odwiedzał bo zaciekawiła mnie Twoja osoba i sposób Twojego pisania.
Kate
Ostatnio szukałam na Tinderze kolegi z ciekawości 😀 Fajna rzecz ale połowa ludzi jakaś taka sztuczna.