W internecie znaleźć można memy z serii „czego mama nigdy ci nie powie”. Jednym z punktów jest „miała ochotę na ten ostatni kawałek ciasta”. W domyśle: ale pozwoliła ci go zjeść. Nawet jeśli wcześniej zjadłeś trzy i trochę już cię mdli, a ona dopiero usiadła do stołu. W końcu matka poświęca się dla dzieci. Matka nie zniży się do tego, żeby nie oddać dziecku swojego kawałka ciasta, przecież oddała by życie!
No więc ja oddałabym życie, nerkę i co tylko trzeba, ale ciastka nie oddam.
Czy matki są jakieś inne?
Tak, to uświęcona tradycja. Matki mogą mniej spać, mniej jeść i pić zimną kawę. Ich dzieci w zamian są wyspane, najedzone i rumiane oraz przekonane o tym, że to normalka. W końcu są dziećmi. Ja się jednak przed tym trochę buntuję. Jestem, z której strony nie spojrzeć, normalnym człowiekiem. Urodziłam dzieci, owszem, kocham je nad życie, ale nie oznacza to, że moje potrzeby się jakoś radykalnie zmieniły. I tak samo potrzebuję się najeść i wyspać.* Tak mamo niemowlęcia, ty też się kiedyś wyśpisz. Obiecuję.
Ja się nie dzielę
Załóżmy, że mamy ciastka. Albo jabłka. Albo miseczki z orzechami. Matka jako osoba dorosła, mądra i doświadczona wie, że nie warto zjadać od razu wszystkiego. Dzieci z kolei rzucają się od razu na łakocie, które znikają od razu. Co się dzieje potem? Wiadomo. Mama ma, dzieci nie mają. I marudzą „daj”. Co ja wtedy robię? Mówię „hola hola, każdy miał po równo”. Co się wtedy dzieje? Dzieci marudzą dalej. To jest moment, w którym mogę powiedzieć „ok, weź jedno/kilka, ale nie wszystkie, to moja porcja i mam na to ochotę”. Czy następnym razem dzieci nie zjedzą od razu swoich łakoci? Nie sądzę, to tak nie działa. Ale zapamiętają, że to nie jest tak, że im się należy. Matka też człowiek.
Matka też człowiek
To hasło jest kluczowe. W naszym domu wszyscy są równi. Każdy ma jakieś obowiązki, w jakiś sposób bierze udział w zajmowaniu się domem. Przed posiłkiem dzieci nakrywają do stołu, ogarniają przestrzeń. Po posiłku sprzątają, Starszak może coś pozmywać. Proste sprawy. Nie zawsze, nie czarujmy się, ale to nie jest nic dziwnego. Tak samo jak to, że w weekend rodzice śpią, aż się wyśpią. I dzieci są w stanie zrobić sobie jakieś proste śniadanie, tak zwane śniadanie na poczekanie, przed właściwym śniadaniem rodzinnym. Miseczki Panienki i chrupki na mleko są w szafce nisko, może sobie z łatwością sięgnąć. Powtarzamy dzieciom i już wiedzą, że po całym tygodniu pracy styrani rodzice potrzebują się zregenerować. Owszem, mogę usmażyć pyszne placuszki, ale jak się wyśpię.
A dziecko to nie król
W tym wszystkim zależy mi na przekazaniu dzieciom, że wszyscy członkowie rodziny są ważni. Każdy ma swoje potrzeby, swoje oczekiwania. My opiekujemy się dziećmi, ponieważ jesteśmy rodzicami i je kochamy. Nie dlatego, że to się im należy. Robimy to z miłości i rodzicielskiego obowiązku. Kiedy jestem chora nikt mnie tak czule nie okryje kocem jak Panienka. Nikt z taką troską nie poda herbaty jak Starszak. Nie zapomnę, jak robił mi okłady na rozpalone czoło. Bez pytania, bez proszenia… Robił to z miłości. I oboje wtedy wiedzieli, że jeśli mama jest chora, to nie jest czas na zabawę/czytanie/naleśniki/wyjście na plac zabaw.
Wierzę, że to zaprocentuje
Tak, naprawdę ufam, że dzięki temu nasze relacje, gdy oni będą bardzo dorośli, a my bardzo starzy, będą opierały się na miłości. Nie będzie układu „mama robi, bo dziecku się należy”. Miłość rodzicielska jest wspaniała i wzruszająca, bezinteresowna i nieskończona. Ale jeśli będzie też zaślepiająca, zaszkodzi. I rodzicom, i dzieciom.
Dziękuję za lekturę!
Ola
Zainteresował Cię ten tekst?
Przeczytaj inne z kategorii RODZICIELSTWO
Odwiedź mnie na Facebooku
Obserwuj mnie na Instagramie
10 Comments
Marta
Pokrzepiajacy tekst z perspektywy mamy 2 latki i 9-cio mięsieczniaka ;-) Obecnie naszym życiem rządzą dzieci i coraz częściej mam wrażenie, że weszły już nam na głowę.Ale dużo pracy przed nami :-D Naprawdę śpicie w weekend do oporu?! Eh…
Ela
Wspaniały tekst :) Nie jest łatwo dojrzeć do takiego podejścia, ale ja w niektórych ważnych dla mnie kwestiach zaczęłam nie ustępować. Od jakiegoś czasu już nie daję się dwulatkowi odciągnąć od stołu, lub nie pozwalam mu wejść do mnie na kolana podczas, gdy jem obiad. Po całym przygotowywaniu, zajmowaniu się synkiem, tłumaczę mu, że w tym momencie ja potrzebuję i chcę zjeść obiad „w spokoju”. Uczę go, że nawet jeśli on nie zjadł wszystkiego do końca, chce sobie zrobić chwilę przerwy i iść się pobawić, to ja jeszcze nie skończyłam, i będę siedziała przy stole aż zjem. Taka moja fanaberia, bo na początku macierzyństwa bardzo mi przeszkadzało i denerwowało, że nie mogłam zjeść ciepłego posiłku, bo maluszkowi się nie przetłumaczy ;)
Pozdrawiam!
Małgorzata Śmiechowicz
Pewnie, że dziecko to nie król. W dużej mierze zależy to od nas. W pełni popieram takie podejście.
Mamoholiczka
Bardzo bliskie jest mi Twoje podejście zwłaszcza w stosunku do starszych dzieci. Jednak u nas za chwilę znowu mały człowiek przestawi nasz uporządkowany świat do góry nogami, więc na chwilę będę musiała odstawić ten tytułowy kawałek na bok ;)
Ania
Świetne! Ja też nie oddaję swojego kawałka :)
zapiecek.art13
Ja oddaję swój kawałek, ale jak około południa zaczynam robić się głodna jak wilk to wszystko zostawiam, niech się dzieje wola nieba a ja jem, cokolwiek, ale jem.
Świat Toli
Mądrze napisane.
JoAsia
Wzajemny szacunek, chciałabym aby był standardem. To bardzo dojrzałe, optymalne podejście w którym, każdy ma miejsce i każdy jest ważny.
Magda M. blog
Super wpis! Ja też nie oddaję swojego kawałka, są sytuacje, że bym oddała, ale generalnie myślę też o sobie i o tym, żeby też coś mieć z tego całego zamieszania z dzieciakami ;)
Aggatka
Tekst bardzo w duchu „NIE z miłości” Juula, podoba mi się. A książkę poleciłabym każdemu :)