Kilka dni przed Manifą opublikowany został spot Manify poznańskiej. Kolorowy, mieniący się w oczach, energetyczny. Pełen kobiet, zakończony hasłem „Dość kompromisów!”. Najpierw go wspólnie obejrzyjmy, a potem ja Wam powiem, co o tym wszystkim sądzę. Bo, cóż, komentarze jakie pojawiły się wszędzie, gdzie ten spot publikowano, były dość nieprzyjemne.

 

 

 

Zacznijmy od komentarzy. Zacytuję kilka, wziętych z różnych źródeł, zachowując pisownię.

biedne, niekochane kobiety. żal mi Was.

Możecie wyjaśnić, o co Wam chodzi? Kobiety też bekają, robią kupę i puszczają bąki, to wiem i bez filmu… I co w związku z tym?

Weźcie się już ogarnijcie bo to powoli przestaje być śmieszne

  Sporo o tym, że to ohydne i niezrozumiałe, że to walka o prawo do niedbania o siebie. A w zasadzie – walka nie wiadomo o co. Pojawiły się jednak inne głosy. Kobiet i mężczyzn, którym się ten spot spodobał. Ja również do nich należę.

 

Jak wam się podoba?

Podciąganie rajstop, poprawianie ramiączka stanika, karmienie dziecka. To obrazki zupełnie naturalne. Podobnie jak jedzenie banana czy masturbacja – ta dziewczyna jest zrelaksowana i wygodnie siedzi w fotelu. Być może powinna chować się pod kołdrą… Scena z basenem i krwią na kostiumie kąpielowym potraktowana jest przez autorki spotu jako symboliczna. Na wielu odbiorców ta czerwona plama podziałała jak płachta na byka. Nie, tu nie chodzi o to, żeby w czasie miesiączki chodzić na basen i nie używać tamponów. Tu chodzi o to, że nagłe krwawienie, bez zapowiedzi, może się zdarzyć. Ręka w górę która z Was nigdy nie leciała chyłkiem do toalety sprawdzić, czy to dziwne uczucie wilgoci w bieliźnie to przypadkiem nie krew i czy, o zgrozo, na spodniach nie pojawił się ślad. I autorki spotu mówią głośno: hej, ta krew jest czerwona i jest normalna! Nie jest, uwaga uwaga, niebieska jak w reklamach podpasek.

 

To jest spot

To nie jest film dokumentalny. Licentia poetica w wersji filmowej: lizanie się po policzkach, zabawa pączkiem i te cudowne, symboliczne owoce trzymane na wysokości wzgórka łonowego. Hej, to jest zabawa, mówienie o ważnych sprawach w sposób, który ma zaskoczyć, zmusić do myślenia, trochę rozśmieszyć.

 

Zadbajmy o siebie

Wśród głosów przeciw pojawiły się komentarze o zaniedbaniu i wizerunku brzydkiej, niekochanej feministki z włosami pod pachami. Pamiętam jak kilka lat temu na forum Balkonetki jedna z dziewczyn napisała, że dzięki niemu i zdjęciom dziewczyn w biustonoszach zrozumiała, że jej kompleks na punkcie ciemniejszego śladu po ogolonych włosach pod pachami jest bez sensu, bo większość ma tak samo. Tylko na obrobionych zdjęciach modelek skóra pod pachami jest gładka i jasna… Czy dziewczyna, która nie goli pach codziennie jest zaniedbana? A dziewczyna, która zdrapuje sobie lakier z paznokci? I co to w zasadzie znaczy: zadbana? Zgodnie ze stereotypem zadbany mężczyzna to taki, który umył się, ogolił, uczesał i użył dezodorantu. A kobieta? Gładkie nogi, pachy, delikatny makijaż, gęste włosy, ładne paznokcie, przycięte skórki, wymasowany cellulit, wypumeksowane pięty. Pamiętacie scenę, w której Bridget Jones szykuje się do randki i przeklina? Strasznie dużo roboty!

Ale zaraz – mamy dbać o siebie, czy dostosowywać nasze ciała do jakiegoś wyobrażenia o tym „zadbanym, kobiecym ciele”?

 

Ale tak na serio

Idźmy do lekarza. Badajmy piersi, róbmy cytologię. Wysypiajmy się. Pijmy dużo wody. Dbajmy o higienę psychiczną. Czytajmy książki. TO jest dbanie o siebie. I to jest najważniejsze. Również ten luz, który pozwala wyjść z domu bez makijażu i z pryszczem na czole (znam kobiety, które nie dotkną stopą wycieraczki bez makeupu!), założyć obcisłą bluzkę opinającą fałdki na plecach, nie zastanawiać się, co pomyślą inni. I o tym, moim zdaniem, jest post Manify. O przyzwoleniu na bycie sobą. Bez udawania. Bez ściemniania. Tak, jak jesteśmy różne. Jak jesteśmy naturalne.