„Mamo, czy dziewczynki się znalazły?” zapytała znienacka Panienka. Zmarszczyłam czoło zastanawiając się, o jakie dziewczynki może chodzić, bo nie słyszałam, żeby jakieś się zgubiły. „Dziewczynki?” zapytałam, żeby się upewnić. „Chodzi jej o Dziewczynki Pankiewicza” podsunął Ojciec Dzieciom. „Nie kochanie, jeszcze się nie odnalazły” powiedziałam wiedząc już, o co chodzi. „To może my ich poszukamy” zasugerowała Panienka pogodnie.


Obraz Pankiewicza z 1900 r., obecnie na liście strat wojennych, to jeden z wielu, które Panienka poznaje właśnie przy okazji cowieczornej lektury opowiadań Hanny Mortkowicz-Olczakowej pt. „Różne kolory”. Codziennie czytamy o innym malarzu. Za nami już Chełmoński i Kossak, Gottlieb i Rodakowski, Matejko i bracia Gierymscy. Dziś Panienka była bardzo poruszona gdy okazało się, że żoną przyjaciela z młodości Juliusza Kossaka była Zosia, którą dobrze zna ze swojego ulubionego wiersza Słowackiego „W pamiętniku Zofii Bobrówny”. Wręcz podskoczyła, że jak to, naprawdę?!

 
Książka Mortkowicz-Olczakowej napisana jest pięknym językiem, chociaż to lektura momentami zbyt trudna jak na pięciolatkę. Często pyta o słowa, których nie rozumie, np. morały. Ale pyta i słucha z uwagą. Uczy się. Niebawem odwiedzimy Muzeum Narodowe, żeby zobaczyć na żywo portrety Helenki, którą Panienka zna z opowiadania o Wyspiańskim. To już będzie inne oglądanie obrazów. Helenka stała się już kimś bliskim, kto kiedyś istniał naprawdę. Ot, magia literatury.