…wszystko wolno się dzieje

…wolno się chodzi

…wolno się ogląda

W muzeum wszystko wolno, czyli można. Zobaczyć, wyobrazić sobie, usłyszeć.

O czym myśleli mali kuratorzy? O jakim „wolno”?

Wystawa „W Muzeum wszystko wolno” eksponowana w Muzeum Narodowym w Warszawie to efekt kuratorskiej pracy kilku grup dzieci. To one opracowały jej koncepcję, wybrały obiekty, przygotowały podpisy. Od dzieci, dla dzieci. Dorośli też korzystają – czasem takie naiwne – niewinne spojrzenie na sztukę jest bardzo odświeżające.

To bardzo ciekawe doświadczenie, już pierwsza sala jest zabawna – las, szukajmy zwierząt. Mamy więc porcelanowe prosię, mamy obrazy, mamy rzeźby. Potem czeka nas labirynt Minotaura, skarbiec i jeszcze kilka innych sal. Dla mnie – rozkosz. Zbiory MNW są ogromne i wspaniałe, ale większość poukrywana jest w magazynach. Dlatego oglądanie wybranych przez dzieci obiektów z porcelany (wspaniały talerz z serwisu łabędziego), srebrnych kufli, biżuterii, strojów czy mumii zwierzęcych (mumia kota!) to prawdziwa przyjemność. Urocze są podpisy przy obiektach, koślawe dziecięce pismo i rymowanki…

A Panienka? Przede wszystkim to była dla niej kolejna przyjemna wyprawa do muzeum. W tym przypadku zachowano bardzo dobrą równowagę między muzealnym skupieniem, gablotami których nie można dotykać i takim tradycyjnym sposobem zwiedzania (którego też się trzeba przecież nauczyć), a umożliwieniem bardziej swobodnego buszowania po ekspozycji: labirynt, schodki, jakieś klocki czy krzyżówka. To moim zdaniem bardzo dobre ćwiczenie ze zwiedzania: trochę możemy poświrować, jesteśmy dziećmi, ale są granice, trzeba się zatrzymać, popatrzeć, skoncentrować, pomyśleć. W końcu to muzeum. A więc wolno – wolno, bo swoboda, oraz wolno…z uwagą i skupieniem.

Dodatkiem są książeczki z zadaniami do znalezienia w każdej sali – część zadań trzeba zrobić w czasie zwiedzania, część można w domu. Na wystawie jest dość tłoczno i raczej ciemno, więc my zabrałyśmy książeczki do domu i na spokojnie się nimi zajęłyśmy. Był to dobry moment, by porozmawiać o wystawie, o wrażeniach. A było ich sporo – do, jak to nazwała Panienka, „pokoju strachów”, wchodziłyśmy chyba cztery razy. Zrobił ogromne wrażenie na tej dziewczynce.

My na pewno pójdziemy raz jeszcze, tym razem zabierzemy Starszaka. Polecam!