Te łzy ukrywam przed nimi, ocieram rękawem. Chyba nie umiałabym ich wytłumaczyć dzieciom. Nie chcę ich niepokoić, idę do drugiego pokoju. Mam mokre oczy, cichutko się śmieję. Jestem spokojna. 

Przed chwilą zajrzałam do ich pokoju. Śpiewali oboje „mam tę moc”, Starszak i Panienka. Zobaczyłam co robią – Panienka maluje sobie paznokcie swoim dziecinnym lakierem (prezent urodzinowy od ukochanego wujka), a Starszak przytrzymuje jej flakonik. Siedzą obok siebie, śpiewają. Są razem. On się trochę z niej podśmiewa, ona jest przy tym malowaniu szalenie poważna. Wiem, że mnie naśladuje – uwielbiam mieć pomalowane paznokcie, cieszą mnie kolory.

Patrzę na nich i widzę dwie bardzo bliskie sobie osoby. Dzieli ich sześć lat. Kiedyś czytałam wywiad z jakąś aktorką, której dzieci miały mieć właśnie taką różnicę. Mówiła, że ok, będą miały swoje osobne światy, osobne sprawy, dwójka jedynaków. Starszak i Panienka też mają swoje osobne sprawy, ale są też niesamowicie blisko. Wiem, że gdy mnie i Ojca Dzieciom zabraknie, to będą mieli siebie.

Opierałam się przez chwilę o framugę i wyszłam, schować łzy wzruszenia. Za chwilę zaczęli hałasować na korytarzu. Panienka stanęła na wyimaginowanej bramce, z brokatowymi paznokciami i w tiulowej spódniczce. A Starszak pokazywał swoje piłkarskie triki. Znowu razem, po lakierze płynnie przeszli do futbolu.

Kłócą się, obrażają na siebie, denerwują. Normalna sprawa. Ale ich miłość i więź są czymś, co mnie zachwyca. Czy jest coś lepszego niż rodzeństwo? Kiedy na nich patrzę, w takich chwilach jak dziś, to myślę, że nie ma. I tylko ukradkiem ocieram łzy. To właśnie jest szczęście.