Znowu wieczór, zmęczenie, płacz. Dużo aktywności na podwórku, przyszła wiosna. Dzień jest dłuższy, więc więcej czasu Panienka spędza na zewnątrz. To jednak pewna zmiana po zimie, więc wieczory bywają trudniejsze. Jak wczoraj, przy kolacji. Rączki oblepione, prośba o umycie rąk. Nagłe nie, wejście pod stół, płacz. Wiem, o co chodzi. Jest zmęczona. Jest rozdrażniona (może coś w przedszkolu?), płacze bardzo głośno. Nie reaguje. Mam do wyboru dwie ścieżki, w tym jedną tradycyjną. Mogę stać koło stołu i mówić „wyjdź proszę, uspokój się, idziemy umyć ręce”.
Ale przecież wiem, że to nie zadziała. Ona mnie nie słyszy.
Włażę więc pod stół, siadam z boku i mówię „chcesz się przytulić?”. Jest odwrócona plecami, mówi, że nie chce i nie będzie myła rąk. Pytam „a może pobawimy się w mamę kurkę i małego kurczaczka?”.
Powoli odwraca się i zapłakana podchodzi do mnie na czworakach, kładzie głowę na moich kolanach. Głaszczę ją po pleckach i proponuję, żebyśmy przeniosły się na kanapę, przytulać tam. Nic nie mówi. Proponuję więc, że pójdziemy razem umyć ręce, a potem na kanapę. Podnosi głowę i mówi „razem umyjemy ręce, a potem zjem kolację u ciebie na kolankach”. Wychodzimy spod stołu, idziemy do łazienki.
Reszta wieczoru idzie już gładko.
Przypominam sobie w takich chwilach „Rodzicielstwo przez zabawę„. Dużo dała mi ta lektura. I taki luz wewnętrzny, który mam w sobie coraz częściej (chociaż ciągle zbyt rzadko!), który pozwala mi reagować na różne zachowania dzieci bez takiego napięcia. Trzeba było wejść pod stół, żeby zamiast eskalacji konfliktu osiągnąć spokój, to weszłam.
3 Comments
bibi
Doskonałe rozwiązanie. A co na to Twoj mąż? Mój zawsze patrzy z lekkim uśmiechem, kiedy robię coś podobnego.
Ewa
Super się czyta, że wybór „nietradycyjnej” ścieżki potrafi tak rozładować sytuację. Też chciałabym częściej odczuwać wewnętrzny luz. Obecnie staram się ogarnąć poranki bez nerwów i wyciągam z łóżka mojego przedszkolaka (schowanego pod kołdrą) teatralnym „ho, ho, ho, czy są tu jakieś bubusie?” albo organizuję jednominutowe intensywne poszukiwania znikniętego dziecka. Im bardziej nie mogę go znaleźć, tym szybciej uśmiechnięta główka zaczyna wychylać się spod kołdry. Potem jakoś już idzie. Zazwyczaj. ;)
Anna Kwiatek-Kucharska
Wzruszyłam się tą mamą kura i kurczaczkiem :D Bardzo pięknie. „Rodzicielstwo” jeszcze mam do przeczytania, ale ostatnio przeglądałam „Strach się bać” i teraz kurczaczek właśnie zawsze Cohena mi przywołuje.