W wielu poradnikach, nie tylko tych szemranych, ale też całkiem sensownych i poważnych, przeczytać można o tym, jak ważne dla dzieci są rytuały. Jak budują one ich poczucie bezpieczeństwa, jak porządkują świat, jak ułatwiają tak trudne czasem momenty jak na przykład zasypianie. Czy jednak czasem nie stajemy się niewolnikami rytuałów?

W naszej rodzinie nie ma czegoś takiego, jak sztywny plan dnia. Jasne, chodzimy do pracy, szkoły, przedszkola. Ale to, co dzieje się popołudniu lub w weekendy, to inna sprawa. Są rzeczy, które trzeba ogarnąć, lekcje, posiłki. A reszta zależy od naszego samopoczucia, nastroju, pomysłu. Kiedy Panienka była mała nie lubiłam wieczornych rytuałów. To zawsze wydawało mi się sztuczne i ograniczające. Nie bardzo sobie wyobrażałam, że w ramach wieczornego rytuału Panienka będzie zasypiała w swoim łóżeczku, po kąpieli i jedzeniu. A co, jeśli nasz plan dnia będzie inny? Jeśli będziemy mieli gości? Jeśli wyjdziemy gdzieś? Wolałam, żeby przyzwyczaiła się, że zasypiać można w różnych warunkach. Też na kolanach, w ramionach mamy lub taty, w czasie spotkania. Albo na kanapie w obcym domu. W chuście lub bez.

Bywałam w różnych domach, znam wielu rodziców. I widzę, jak fajnie i swobodnie funkcjonują ludzie, którzy niespecjalnie przejmują się tymi wieczornymi rytuałami. Dzieci nie wyglądają na niezadowolone – siedzimy przy stole, one dostają kolację, mycie zębów i potem albo lądują w łóżku, albo na kolanach rodziców. I zasypiają. Nie zliczę ile razy tak było u nas.

W takie zwyczajne dni, kiedy wieczorem jest kąpiel, mycie zębów, czytanie bajki też zdarza się, że Panienka nie chce zasnąć spokojnie. Czasem wymyśli, że koniecznie chce spać na podłodze. Albo na kanapie u nas. Nie ma problemu – wystarczy się zgodzić i zasypia szybko. Co z tego, że niestandardowo? Widocznie tego potrzebowała. Wolę nie upierać się przy tym, że konieczna jest kąpiel, że obowiązkowe jest spanie w piżamie i w łóżku. Bo moim zdaniem nie jest.

Moim zdaniem dzieci nie zawsze potrzebują takich „technicznych” rytuałów, często sprowadzonych do mechanicznego odhaczania punktów programu. Czasem one po prostu nie pasują do rodziny i jej potrzeb. Rodzice mogą pracować na zmianę albo wyjeżdżać. A dzieci potrzebują czułości i elastyczności. I moim zdaniem poczucie bezpieczeństwa można budować przede wszystkim odpowiadając na potrzeby dziecka – reagując gdy płacze, przytulać bez lęku o rozpuszczenie, nosić, spać razem gdy dziecko ma taką potrzebę, nawet jeśli już przestało i tylko okazjonalnie ma taką potrzebę.

Rozumiem, że chaos dzieciom nie służy. Że potrzebne są im jakieś ramy. Ale wierzę też, że warto spojrzeć najpierw na swoją rodzinę jako całość, na jej potrzeby, styl życia. A dopiero potem budować własne rytuały – nawet jeśli ograniczone do tego, że wieczorem myjemy zęby, a potem dajemy sobie całusa. W domu, w pensjonacie w górach, u znajomych u których spędzamy weekend.