Znacie „Czerwony namiot„? To piękna herstoryczna opowieść o biblijnej Dinie. Wśród wielu wątków pojawia się w niej czerwony namiot, miejsce spotkań kobiet w czasie miesiączki. Ich organizmy działały zgodnie z rytmem Księżyca, więc krwawiły w tym samym czasie. W opowieści o Dinie spotykały się wtedy w czerwonym namiocie by odpoczywać. To był ich, kobiecy czas. Nie pracowały, ich obowiązki przejmowały starsze, nie miesiączkujące już kobiety oraz dziewczynki.

Tradycja

W tradycji żydowskiej istniał zwyczaj, by w Rosz Chodesz, czyli pierwszy dzień miesiąca w kalendarzu żydowskim – księżycowym, kobiety nie pracowały. W zależności od środowiska oznaczało to zupełny odpoczynek od prac domowych lub unikanie prac typu szycie czy gotowanie. W latach ’70 XX wieku, na fali żydowskiego feminizmu, kobiety zaczęły organizować spotkania w pierwszy dzień żydowskiego miesiąca, przypadający na dzień po nowiu. Traktują to jako czas dla siebie, moment szczególnej celebracji kobiecości, w rytmie Księżyca. Wspólnie zapalają świece, śpiewają, czytają Biblię, ale też tańczą i jedzą. W ten sposób symbolicznie wracają do czerwonego namiotu wspominając czas, kiedy kobiety miesiączkowały razem i spędzały te dni po nowiu wspólnie.

 

Co ciekawe, zgodnie ze współczesnymi badaniami i obserwacjami wielu kobiet, jeśli nie stosuje się antykoncepcji hormonalnej, a cykle kobiety są regularne, to owulacja często przypada w okolicach pełni, a krwawienie właśnie w pobliżu nowiu. Jeśli nie bierzecie hormonów – zachęcam do obserwacji, kalendarz księżycowy można znaleźć na przykład tu.

 

Biologia 

Zwyczaj, by żydowskie kobiety w pierwszy dzień miesiąca nie pracowały rabini interpretują jako nagrodę za to, że nie brały udziału w oddawaniu czci złotemu cielcowi. Zastanawiam się jednak, czy nie jest to po prostu związane z tym, że pierwszy dzień miesiąca księżycowego, Rosz Chodesz, był początkiem miesiączki. Krwawienie miesięczne nie jest raczej związane z przypływem sił. Macica jest powiększona, czujemy jej skurcze, często bolesne. Czujemy się często ciężkie, opuchnięte, obolałe. To oczywiście zależy od osoby, stylu życia, bardzo od diety i stanu zdrowia (silne bóle menstruacyjne, uniemożliwiające normalne funkcjonowanie wymagają bezwzględnie konsultacji lekarskiej), ale umówmy się – zazwyczaj pierwsze dwa dni miesiączki to nie jest czas, kiedy tryskamy energią. I to powstrzymanie się od pracy wydaje całkiem logiczne – mam miesiączkę, krwawię, jestem kobietą, idę do namiotu i proszę dać mi święty spokój.

 

Mój sposób, mój czerwony namiot

Jestem normalnie funkcjonującą kobietą, pracuję, mam dzieci, dom i tak dalej. Więc z jednej strony – rytm mojego organizmu nie może wpływać na moją pracę. Muszę być tak samo wydajna i pracować efektywnie niezależnie od tego, co się dzieje z moim ciałem. Ale w domu – to co innego. Nauczyłam się tego stosunkowo niedawno, bo jestem jednak typem zadaniowca, ale to bardzo dobrze działa. W pierwszy czy drugi dzień miesiączki, kiedy nie czuję się najlepiej, wracam do domu i w zasadzie kończę dzień. Pranie, zmywanie, gotowanie – wszystko musi poczekać, trudno. Nie robię nic. Herbata, kanapa, koc. Dla dzieci to sygnał – mama odpoczywa, można się przytulać, to wskazane, można poczytać razem, ale smażenia naleśników dziś nie będzie. Nawet jeśli nie czuję się źle, to dla samej zasady robię sobie dzień dla siebie. To mój, kobiecy czas. Mój czerwony namiot.

Nie należy tego traktować jako słabości, czegoś co upośledza kobietę, czyni ją mniej silną. To czas na refleksję, zgromadzenie energii. W codziennej gonitwie praca-dom-dzieci warto wyznaczyć sobie ten moment zatrzymania. Szczególnie wtedy, kiedy nasz organizm mówi „zwolnij, przecież krwawisz”. To normalne, to fizjologia, to nasze ciało. Bądźmy dla siebie dobre. A przy okazji pokażmy naszym córkom, że miesiączka to nie dopust boży, tylko ten moment, kiedy spokojnie można napić się gorącej czekolady, posiedzieć z maseczką na twarzy i czytać pół wieczoru. Zrobić sobie przyjemność.