Wczoraj na treningu Starszaka jeden z chłopców, siedmio- czy ośmiolatek niefortunnie się przewrócił. Bolała go ręka, płakał. Kiedy trener zajął się dzwonieniem do opiekunów, ja zajęłam się malcem. Normalny odruch. Dziecko płacze – reaguję. Dziecko ma kłopot – szukam pomocy. To przecież DZIECKO. Może być przestraszone, nie rozumieć, nie wiedzieć jak zareagować, w stresie zapomnieć jak się nazywa. Dosłownie i w przenośni. Dla mnie taka postawa jest naturalna. Ale czy mogę mieć pewność, że ktoś pomoże mojemu dziecku?