Minął pierwszy miesiąc chodzenia Panienki do państwowego przedszkola. W tym czasie do szkół i przedszkoli wkroczyła ustawa regulująca to, czym dzieci się karmi. My ustaliliśmy, że Panienka będzie dostawała zamiennik porcji mięsnej, a resztę jadła razem z dziećmi. Oczywiście – z delikatnymi modyfikacjami.
Co to w praktyce oznacza? Gdy dzieci dostają kanapki z wędliną, Panienka ja kanapkę z rzepą, ogórkiem czy czymś innym, co Panie wymyślą. Zupy są bezmięsne, a jeśli w planie jest rosół, wtedy Panienka przynosi słoiczek swojej zupy.
W poniedziałek na stronie internetowej pojawia się jadłospis na cały tydzień. Wtedy też dzieci dostają bezmięsny obiad, więc to czas na rozruch po weekendzie. Wtedy planujemy obiady na resztę tygodnia. W związku z tym, że Panienka dostaje tylko jeden element obiadu, a resztę je taką, jak dzieci, to musimy pilnować, żeby to wszystko miało sens i pasowało do siebie. Wolałabym, żeby nie jadła naleśnika z serem do kapusty kiszonej i ziemniaków ;)
W dni, kiedy dzieci mają kotleciki mielone, mizerię i ziemniaki, Panienka dostaje na przykład kotlety z pieczarek (uwielbia!). Gdy dzieci jedzą spaghetti bolognese, Panienka dostaje sos do spaghetti, wegańskie bolognese z kaszą gryczaną. Jeśli dzieci jedzą gulasz, Panienka ma jego wegetariański odpowiednik. Pora roku pozwala na jedzenie dużej ilości bakłażanów, cukinii i innych przyjemności… Kilka razy Panienka dostała spring rollsy, miała w pudełeczku pulpety z tofu i cieciorkę z sosem pomidorowym.
Staramy się zawsze, żeby jej jedzenie pasowało do reszty posiłku, było urozmaicone i smaczne. Jednocześnie sami mamy to samo na obiad, poszerzone o kaszę lub makaron – w zależności od głównego elementu danego dnia.
Jesteśmy już wyćwiczeni w codziennym gotowaniu obiadów. Mamy zawsze w pracy domowy posiłek. Ja sama źle się czuję, jeśli nie zjem czegoś ciepłego w ciągu dnia. Domowe jedzenie jest zdrowe i przede wszystkim tańsze. Tak więc w tym momencie nasza sytuacja zmieniła się tylko o tyle, że gotujemy o jedną porcję więcej i to, co robimy uzależnione jest od przedszkolnego jadłospisu.
Owszem, czasem to codzienne gotowanie jest wkurzające. To kolejna rzecz do zrobienia, do zaplanowania. Ale traktuję to jako wartość. Trochę wysiłku, dużo korzyści. Staram się tak o tym myśleć!
5 Comments
Angelika
Dobrze się to czyta :) Cieszę się, że da się w tak prosty sposób dogadać z przedszkolem w kwestii wegetarianizmu dziecka i mam nadzieję, że za te 2 – 3 lata, kiedy moja Zosia rozpocznie tę przygodę, w moim mieście również będą przedszkola tak otwarte na współpracę.
Podzielisz się kiedyś na blogu, skąd czerpiesz inspiracje lub przepisy? Bo to, co piszesz w tym poście brzmi bardzo smakowicie i różnorodnie, a ja chyba wpadłam w kulinarną rutynę.
Aleksandra
Gratuluję podejścia i dyscypliny w codziennym przygotowywaniu posiłków. To jednak się tak da:) Serio zainspirowana taką postawą od dziś podchodzę po raz kolejny do tematu domowych obiadów. Dzięki!
Koper
Hej,
Ja też mam przedszkolaka w państwówce i musiałam uciec się do podstępu (że dziecko uczulone na mięso)-niestety. Powiedz mi a jak z zupami robisz? w przedszkolu są na wywarze warzywnym? U mnie starają się zastępować mięso czymś innym ale czasem mój Dzieć kończy z ziemniakami i kapustą bo był schabowy więc dostał dodatkową porcję warzyw
Marta
Jestem pełna podziwu dla organizacji i pomysłu :) Podziwiam Cie za organizację. Ja walczę z alergia u Córeczki, która karmie piersią.Wymaga to trochę więcej zachodu i wysiłku, ale wierzę, że ma to sens i zaprocentuje w przyszłości :)
Agnieszka RJ
Gratulować, ja jednak czuję złość i smutek, ze nie ma oferty dla wszystkich. Tych wege, alergików, bez glutenu. Gdyby tak rodzice innych diet się skrzyknęli?