Trwają właśnie ostatnie spotkania adaptacyjne w przedszkolach, a od 1 września dzieci ruszą do swoich placówek. Dla rodziców moment tego pierwszego wypuszczenia dziecka w świat jest trudny. Cały dzień poza domem. W obcej grupie. Z obcymi ludźmi. Czy zauważą, jeśli będzie się smucić, ten nasz maluch?
Panienka jest przedszkolną weteranką. Miała niecałe półtora roku gdy poszła do żłobka. Po roku zaczęła chodzić do osiedlowego, małego przedszkola i została tam na dwa lata. Za pierwszym razem gdy ją odprowadzałam do żłobka miałam łzy w oczach. Gdy po roku żegnaliśmy się z ciocią Asią miałam ochotę ją uściskać i do dziś czuję wdzięczność za to, z jakim ciepłem i serdecznością opiekowała się Panienką.
Zanim posłaliśmy ją do żłobka, a zrobiliśmy to nagle, gdy dostałam pracę, Panienka miała okazję przyzwyczaić się do tego, że opiekuje się nią ktoś inny, niż ja czy Ojciec Dzieciom. Umiała zasnąć bez nas wieczorem, kołysana przez Babcię. Bezpośrednio przed pójściem do żłobka przez tydzień opiekowała się nią nasza dobra koleżanka, wtedy nowa powstać w życiu Panienki. To był dobry pomysł – spędzać dni u siebie w domu, ale z nową osobą. Jeszcze tydzień wcześniej opieki nad Panienką podjął się mój młodszy Brat. Miała za sobą taki okres adaptacyjny, buforowy. Jeszcze w domu, ale już beze mnie. Wychodziłam rano do pracy i pojawiałam się poźnym popołudniem. Wiedziała, że wychodzę i wrócę po kilku godzinach. Uczyliśmy się wszyscy nowego rytmu.
Jej pójście do przedszkola nie wiązało się dla nas z takimi emocjami. To był czas licznych zmian w naszym życiu, ale byliśmy nastawieni do wszystkiego optymistycznie. Panienka poszła do klubiku, do którego kilka lat wcześniej chodził Starszak, a my znaliśmy jedną z cioć.
No i dziś był ostatni dzień. Przygotowałam drobne upominki, kupiłam małe bukieciki. Zupełnie jak tego dnia, gdy pierwszy raz odprowadzałam Panienkę do żłobka, miałam wilgotne oczy. Wiedziałam co chcę powiedzieć, przygotowałam się, ale powiedziałam tylko „dziękuję za wszystko”.
Za to, że gdy przychodziłam po Panienkę, była roześmiana. Za piosenki, które mi śpiewała. Za teczki pełne rysunków. Za celne i trafne opinie na jej temat i sugestie, na co zwrócić uwagę w jej zachowaniu. Za to, że po tym jak rozchorowała się w przedszkolu, opowiadała w domu „ciocie zrobiły wszystko, żebym poczuła się lepiej”. I za to, że ją przytulały, gdy tego potrzebowała.
Wiem, że ważne są zabawki, wystrój sali, podejście pedagogiczne. Ważne jest wyżywienie i to, żeby dzieci spędzały dużo czasu na świeżym powietrzu. Ale to co jest najważniejsze w przedszkolu czy żłobku do którego posyła się swoje dziecko, to serce osób, które się nim opiekują.
1 Comment
ewa
wczoraj byłam z synkiem na adaptacji w przedszkolu
poznałam panie nauczycielki i bardzo mi się spodobało ich podejście do dzieci, są miłe ciepłe, cierpliwe, chętnie rozmawiały z dziećmi okazując zainteresowanie ich zabawom, malunkom
i ucieszyłam się, gdy zobaczyłam, że są trzy panie na grupę plus jedna dodatkowa do pomocy
w poniedziałek drugi dzień adaptacji, jestem dobrej myśli