W sobotę ruszam na krótki – tygodniowy – urlop. Kierunek wschód. Mam konkretne plany: spanie do oporu, leżak, owoce, lektura pod drzewem, luz. Powietrze na Podlasiu działa niesamowicie, więc ZAWSZE wracam do Warszawy z dodatkowym kilogramem (dobrze, jeśli jednym!). Ale tam nawet zwykłe gotowane ziemniaki wyjęte z lodówki smakują wspaniale. Więc uwierzcie mi, nie jest łatwo… Tym razem postanowiłam do swojego planu dodać jeszcze jeden punkt: codzienne ćwiczenia. I to w towarzystwie :)