Niedawno w telewizji kilka poważnych osób dyskutowało na temat tego, czy ojciec nie biologiczny jest ojcem, kto jest rodzicem w rodzinie po przejściach i jak żyć, w ogóle.
Mam takie życie na co dzień, w domu.
Psycholog telewizyjny grzmiał, że niech nie waży się nowy partner matki traktować jej dziecka jak swojego, nigdy nie będzie ojcem. Niech nie wchodzi w rolę, nie wolno mu. Poszło w świat…
Dobrze, że nie słyszałam tego kilka lat temu, a nuż bym posłuchała.
Postęp daje nam nowe pytania. Kto jest matką – ta, co nosiła pod sercem, czy ta, co wychowuje? Ta, która oddała swoją komórkę, czy ta, której krew z krwi, kość z kości? A ojciec? Kto jest ojcem?
Niektórzy mówią, że ojcem może być każdy – a tatą już nie. Chyba mają rację.
Nie zgadzam się z psychologiem, który nie pozwala na bycie ojcem obcemu biologicznie mężczyźnie. Czy bierze pod uwagę sytuację, gdy biologiczny ojciec jest nieobecny, zupełnie?
Czasem zapominam, serio!, że Ojciec Dzieciom nie jest biologicznym ojcem Starszaka. Chyba wszyscy często o tym zapominamy. To już tyle lat, a dla Starszaka tata jest jeden. Ten, który rano robi mu kanapki do szkoły, pomaga napompować piłkę i bardzo, bardzo go kocha.
Ludziom życie układa się różnie, rodzice mają nowych partnerów, czasem bardzo wcześnie. Czasem dziecko żyje mając świadomość dwóch rodziców – domowego i biologicznego, pojawiającego się czasem. Może dzieci radzą sobie z tym lepiej niż my, dorośli? Same tę układankę sobie w sercach składają? Może wystarczy im nie przeszkadzać złymi emocjami i rozgrywkami dorosłych?
Wydaje mi się, że wiem jedno.
Rodzicem jest ten, o kim dziecko myśli wołając w nocy, gdy przestraszy je zły sen.