Kiedy szukam dobrej definicji, sięgam do mojego ulubionego Słownika Języka Polskiego z 1861 r. Tak było i tym razem, gdy zastanawiałam się czym jest szkoła.
A więc:
„Miejsce, gdzie się uczą nauk rozmaitych, języków, sztuk pięknych; zakład naukowy.”
Czasem myślę, że od 1861 dużo się zmieniło.

Wycieczki klasowe. Wszyscy uwielbiają wycieczki klasowe! Nie ma lekcji, jedzie się gdzieś, dzień z głowy. Spoko. Jako dzieciak też lubiłam wycieczki klasowe. Od ziarenka do bochenka, Nieborów, skansen, malowanie glinianych doniczek i tak dalej. Szczerze mówiąc nie pamiętam wycieczki klasowej w czasie której nie dowiedziałabym się czegoś ciekawego. Co więcej, w czasie licealnego wyjazdu do Francji musieliśmy robić notatki ze słów przewodniczki, z których potem pisaliśmy sprawozdania i rozwiązywaliśmy testy dotyczące Paryża i historii Francji.
No ale teraz mam w domu dziesięcioletniego ucznia trzeciej klasy i nikt od niego takich szaleństw nie wymaga.
Niedawno usłyszałam, że dzieci w wieku szkolnym nudzą się w muzeum, więc nie ma co ich tam wysyłać. Niech jadą do wesołego miasteczka.
No jasne, doskonały pomysł. Zrezygnujmy z dnia lekcji i zabierzmy dzieci do miejsca w którym się trochę zmęczą bieganiną i najedzą hotdogów.
Dzieciom się w końcu należy jakaś rozrywka.
Szkoła. Miejsce, z którego twoje dziecko przyniesie „ona tańczy dla mnie”, prosto z dyskoteki andrzejkowej. W którym jeśli nie trafi na wyjątkowego nauczyciela nie będzie miało sensownych zajęć plastycznych, o muzycznych nie wspominając.
A jeśli rodzice dzieci z twojej klasy będą uważali, że w muzeum dzieci się nudzą, to wylądujecie w wesołym miasteczku.
Nikomu to nie przeszkadza. Ani tandetna muzyka na dyskotekach szkolnych, ani brak edukacji artystycznej (co z wrażliwością, kształtowaniem poczucia estetyki?). Dlaczego nie ma wymogu, by wyjście dzieci ze szkoły w czasie lekcji też było elementem realizacji programu nauczania?
Nie wiem. Ale widzę, że w ielu dziedzinach rzeczy mierne i miałkie są atrakcyjne, przedszkolaki tańczą kaczuszki i wszyscy się cieszą. Misja? Jaka misja. Kaganek oświaty? Żarty na bok.
Czego twoje dziecko nauczy się w szkole?
Trudno powiedzieć. Ważniejsze często jest to, czego nauczy się w domu. Bo czuję, że intensywnie edukujemy domowo, chociaż nieformalnie. W wielu dziedzinach, które w szkole nie istnieją. Rozmawiamy z naszym dziesięciolatkiem o literaturze pięknej, historii sztuki, historii lokalnej. O ekonomii i Spartanach. O ekologii i sporcie.
Dzieci chca słuchać, interesują się światem. Są otwarte na piękno.
Ale jeśli to zaniedbamy… smutny będzie ten świat.
Polecam lekturę „Momo”.