Zauważyliście już, że 24 godziny to śmiesznie mało? Idealny podział to 8 godzin snu, 8 godzin pracy i 8 godzin na całą resztę. W realu to 5 godzin snu, 8 godzin pracy plus dojazdy 1,5 godziny, a reszta się jakoś gubi. W każdym razie JA nie zauważyłam, żebym jakoś pławiła się w wolnym czasie. Staram się jednak tak działać, żeby maksymalnie zorganizować nasze życie rodzinne. Często mi się udaje zrobić tyle, ile zaplanowałam na dany dzień. Bo zawsze jednym z punktów jest „pobyć z dziećmi”. Chciałabym się z Wami podzielić moimi drobnymi life hackami, dzięki którymi jakoś udaje mi się funkcjonować pracując tu, tam i jeszcze tam, mając dwójkę dzieci i równie zapracowanego męża. I jeszcze chodząc na fitness, o!

 
Zakupy
Zakupy są strasznie czasochłonne, wiadoma sprawa. I konieczne. Można przyjąć kilka strategii, na przykład rzeczy duże, ciężkie i takie, których nie trzeba pomacać przed zakupem zamawiać przez internet. W większości dużych miast zakupy na telefon można zrobić w większych, sieciowych supermarketach.
My rozwiązaliśmy sprawę zakupów inaczej. Co tydzień ustalamy listę, a ja w sobotę rano biorę plecak i idę na fitness. Po zajęciach idę na zakupy, robię je sama z kartką w ręku i wracam do domu. Wejście na czwarte piętro z plecakiem pełnym zakupów na cały tydzień jest cool.
Dzięki temu przez cały tydzień uzupełniamy tylko chleb, mleko i zieleninę nie tracąc czasu na stanie w sklepach. Walor ekonomiczny takiego rozwiązania też jest istotny.
Obiady
Codziennie jemy w pracy domowe obiady. Smaczne, zdrowe i świeże. Przed sobotnimi zakupami ustalamy menu na cały zbliżający się tydzień. Potem gotujemy na bieżąco – na jeden, lub dwa dni. Raz na jakiś czas przygotowujemy jakieś wegetariańskie kotlety i zamrażamy je, wtedy do ugotowania jest tylko kasza. Kaszę gryczaną dla oszczędności czasu gotuję tak: na gotującą się wodę wsypuję kaszę, przykrywam szczelnie, wyłączam gaz, wychodzę z kuchni, idę spać. Rano kasza jest gotowa, puszysta i pyszna.
Kiedy gotujemy? Kawałek obiadu robi się po południu, czasem całość ok. 22, późnym wieczorem. To zajęcie o charakterze relaksacyjnym. Robimy dania proste, najczęściej warzywne gulasze, sporo kaszy i składników sezonowych. Muzyka sobie gra, herbatka, takie tam.
Kalendarz
Na ścienie w kuchni wisi MaMy Kalendarz. Już drugi w naszym życiu. Bardzo go lubię za przejrzystość i za odrywane kartki. To miejsce na nasze notatki związane z zakupami. Na kalendarzu wpisujemy wszystkie nasze zajęcia, wizyty lekarskie, urodziny i imieniny bliskich. O niczym nie zapominamy :)
Notes
Mam w torebce małego Moleskina (kolejny rok), który jest moją pamięcią zapasową. Notuję w nim WSZYSTKO. Nie ufam swojej pamięci, co więcej, nie staram się zapamiętywać wszystkiego. Głowa by mi pękła! Każde spotkanie, telefon do wykonania, fryzjer, dentysta, rocznice – są w moim notesie. PESELE dzieci też. I NIP pracy. Nigdy nie wiadomo, kiedy będę musiała ich użyć :)
Zegarek w łazience
To jest coś, czego jeszcze nie mam, ale będę miała. Tak wyraźny, żebym bez okularów i stojąc pod prysznicem widziała, która jest godzina. Rano, śpiesząc się do pracy. Każda minuta jest wtedy cenna :)
Pranie
Samo posortowanie rzeczy do prania zajmuje chwilę – krótką, ale zawsze. Robię to przed pójściem spać. Ładuję wtedy rzeczy do pralki, wsypuję proszek. Nazajutrz ta osoba, która jest pierwsza w domu po południu musi tylko wcisnąć przycisk. Oczywiście jeśli ma się pralkę z automatycznym programowaniem czasu prania, to samo się robi. Ale ja nie mam. Jeszcze :) Pranie co raz częściej rozwieszają dzieci. Co prawda robią to tak, że mi gorzej jak patrzę na efekty, ale ćwiczenie czyni mistrza. Niech więc ćwiczą.
Jeżdżenie komunikacją miejską
Ja stoję w korku. Ty stoisz w korku. Ale stojąc w korku w autobusie można czytać książki. Korzystam z ebooków, a najcześciej z tych, które pobrałam z serwisu wolnelektury.pl. Wyciągam smartfona i już mnie nie ma. Nie dźwigam książek ze sobą – te czytam w domu, przed snem.
Co mi jeszcze daje rezygnacja z samochodu? Oszczędność pieniędzy. Jest to też wybór ekologiczny. Mi to rozwiązanie odpowiada, nie marnuję czasu – bo przecież czytam. Albo myślę. Albo patrzę na świat i odpoczywam.
Generalna moja zasada jest taka: jeśli nie musisz czegoś robić – nie rób tego. Jeśli dzieci sobie z tym poradzą – angażuj je. Jeśli możesz coś zaplanować lub rozłożyć w czasie, nie rób na ostatnią chwilę. Lista rzeczy do kupienia – niby drobiazg, ale znaczenie skraca czas zakupów. Planowanie obiadów na cały tydzień – codzienny zastanawianie się i spontaniczne, często bezsensowne zakupy z głowy. Nawet taki drobiazg jak wieczorne przygotowanie ubrania na nazajutrz znacznie ułatwia poranną krzataninę.
Kiedyś byłam kompletnie niezorganizowaną, działającą w lekkim chaosie osobą. Ale im więcej mam dzieci i obowiązków, tym bardziej dostrzegam konieczność wprowadzania takich rozwiązań, dzieki którym mogę trochę mniej się spieszyć. Dzięki starannemu planowaniu tygodnia wiem, że po południu ja mogę iść na fitness, a Ojciec Dzieciom z dzieciakami do parku, bo zakupy są zrobione, obiad zaplanowany, nic nad nami nie wisi. A jeśli wypada popołudniowe wyjście Ojca Dzieciom, to ja mogę tak ułożyć swoje domowe zadania, żeby znaleźć czas na układanie puzzli z Panienką. I zawsze, obowiązkowo, gdy podaję dzieciom kolację, siadam z nimi do stołu.