Zaczynałam jako młoda dziewczyna bez wiedzy, doświadczenia, znajomych z małymi dziećmi w okolicy. Niektórzy mówią, że pierwsze dziecko jest trochę jak taki pierwszy naleśnik, dopiero się na nim ćwiczy…

Starszak jest dzieckiem, które próbowałam nauczyć zasypiać przez wypłakiwanie (przepraszam, synku!). Jako dziarski dwulatek musiał jeść zupki ze słoiczków (wstyd mi….) i pił kaszkę z butelki (nie wierzę, że to robiłam). Proces odpieluchowania był kompletnym kosmosem i stresem dla wszystkich. Byłam dość średnią mamą dla trzylatka i niespecjalnie sobie radziłam z jego odkrywaniem świata. Karmienie piersią całkiem mi się udało, jak na takie początki – poszłam na studia kiedy miał pół roku, ale karmiłam go 13 miesięcy. No i spaliśmy długo razem – do momentu, kiedy zatęskniłam za czytaniem w łóżku przed snem. Przytulanie jest czymś, czego nigdy mu nie odmawiałam.
Pomimo moich różnych błędów i wypaczeń – udało mi się wychować chłopca wrażliwego na innych, czułego dla siostry, dowcipnego, mądrego. Staram się codziennie przekazywać swojemu synkowi, że kocham go całym sercem. Ciąglę sie uczę roli – a ona ciagle się zmienia. Być mamą dziesięciolatka to zupełnie inne wyzwania i potrzeby. Tak naprawdę to w macierzyństwie jest jedna stała zasada – ledwo się przyzwyczaisz do czegoś, opanujesz sytuację, a ona się zmienia, dziecko rośnie, ma nowe umiejętności, nowe wzywania.
Co wiem dziś na pewno? Wszystko, co na początku tak uciążliwe w końcu mija. Nieprzespane noce, pobudki w sobotę o świcie, bo dziecko już się wyspało, zastanawianie się „co go boli?” bo przecież nie umie powiedzieć. Co zostaje? Miłość, ufność i dziecko, które na przytulenie odpowiada przytuleniem. Z którym można porozmawiać, wyjaśnić trudne sprawy, coś ustalić, pożartować. Czułość i uważność to najlepsze, co możemy dać dziecku.
Jestem mamą od 10 lat.
O rany.