Znacie ten moment, kiedy jest Wam tak dobrze, że chce Wam się płakać?
Znowu to poczułam.

Wracaliśmy z kina. Było nam niesamowicie wesoło, dojadaliśmy popcorn z karmelem i rozmawialiśmy o filmie. Śmiałam się, byłam rozluźniona. Wczorajsze zmartwienia nie miały znaczenia. Kilka trudnych spraw się rozwiązało. Był też piękny dzień – bo ja miałam urlop i mogliśmy spedzić go tylko we dwoje. Ja i on. Mój syn i ja.

Wracaliśmy z kina do domu trzymając się za ręce. W jednej chwili poczułam, że to jest właśnie absolutne szczęście. Idę ze swoim synem z kina, w którym świetnie się bawiliśmy, do domu, w którym czeka garnek dobrej zupy. Jesteśmy zdrowi, uśmiechnięci i w zasadzie bez trosk. Bo jeśli jesteśmy zdrowi i uśmiechnięci, to jakie można mieć zmartwienia?
To był najszczęśliwszy dzień jaki mogłam mieć tego dnia. I miałam go.
Dzień spędzony z synem. Trochę rozmowy, trochę beztroski, trochę przyglądania się sobie.
Można powiedzieć, że to był zwykły, banalny dzień.
Chciałabym, żeby moje życie składało się z takich banałów.
I jego życie też.