O moim stosunku do „słodkich dni” pisałam w starszym poście KLIK. Niedawno w radio usłyszałam reklamę nowego preparatu (sumplementu diety) pod postacią cukierków do ssania (przepraszam: tabletek) zmniejszających u dzieci ochotę na słodycze. Najpierw się roześmiałam, a potem zasmuciłam. A potem stwierdziłam, że kreatywność producentów sumplementów nie zna granic.
Doskonały pomysł. Dziecko chce łakoci, więc dajemy mu coś, co w założeniu ma je uleczyć z tych zachcianek. Zamiast zaproponować zdrową przekąskę – suplemencik. Głównym składnikiem tego preparatu jest wyciąg z Gymnema sylvestre. Prawdopodobne działanie tej rośliny to blokada receptorów odpowiedzialnych za odczuwanie słodkiego smaku, w efekcie przez mniej więcej dwie godziny słodkie rzeczy nie smakują tak słodko. Po co w takim razie w składzie tych tabletek są dwa ordynarne sztuczne słodziki?
Rozumiem, że są dzieci, które co 5 minut zjadłyby coś słodkiego. Moje dzieci też lubią słodycze. Ja też lubię. Ale wszystko ma swój czas i swoje miejsce – i dzieci o tym wiedzą. Od nas, czyli swoich rodziców.
To rodzice decydują o tym, co jedzą dzieci.
Tak właśnie jest. To rodzic decyduje o tym, co wkłada do koszyka w sklepie. To rodzic decyduje, co dziecku wkłada do szkolnej lub przedszkolnej śniadaniówki. Oczywiście – bobas lubi wybór. Przedszkolak i uczeń też. Ale kiedy moje dzieci szukają w kuchni czegoś do przegryzienia, to nie znajdują słodkich przekąsek, chipsów ani wafelków tylko ciemny chleb, jabłka, marchewki, bakalie. I wtedy mogą sobie wybrać to, na co mają ochotę – ale decyzję o tym, co w tej naszej kuchni jest – podjęliśmy z Ojcem Dzieciom. Jeśli robię Starszakowi kolację, to pytam na kanapki chcesz ogórki czy paprykę? On wtedy może powiedzieć nic i to też będzie ok, bo nie zamierzam go zmuszać do jedzenia warzyw. Ale w zastępstwie kanapki z czekoladowym smarowidłem nie będzie.
Oczywiście, pojawiają się u nas słodkie bułki, kajzerki czy łakocie. Dziś po południu jadłyśmy z Panienką pączki – ja zwykłego, ona malutkie. W końcu karnawał ;) Ale na kolację miała już kaszę gryczaną, jajko i surową marchewkę do pochrupania.
Gdyby na stole postawić zamiast kaszy gryczanej miskę chrupków kukurydzianych – pewno by je jadła aż by jej się uszy trzęsły. Gdyby zamiast marchewki dać jej wafelka – szybko by zniknął.
To kwestia wyboru rodziców i ich decyzji żywieniowych oraz zakupowych. Na tym też polega odpowiedzialność dorosłych i podejście, by dziecku, które ciągle ma ochotę na słodycze podawać tabletki – jest piramidalną bzdurą i dość smutnym fastfoodowym podejściem do zdrowia.
4 Comments
paulpaul
Te suplementy to jakaś paranoja. Ja jak widzę w tv reklamę tabletek na wzrost (!!!) to aż się we mnie gotuje! "Twoje dziecko nie rośnie tak szybko jak byś tego chciał? Nafaszeruj go chemią. Nie chce jeść? Podaj syropek. Chce jeść a ty nie chcesz żeby jadł? Mamy na to tabletki!". No ale cóż, to jest kasa, kasa, KASA. Kosztem dzieci… :(
miejskiewiejskie
Coraz bardziej martwi mnie to, że znalezc mozna suplement na wszystko. Teraz tez na spanie dla dzieci….:/
Anonimowy
Co sie dziwisz-kazdy chce zarobic:) Jak swiat swiatem hochsztaplerzy wymyslali mazidla i eliksyry leczace co tylko klient chcial. Nasza w tym glowa, zeby nie ulec pokusie. A co do cukru, to nie wiem od czego to zalezy,pewnie od genow, bo jedno moje dziecko moze zjesc jednorazowo 5 cukierkow, a drugie zje pol i ma dosc. To, ktore je wiecej jest chude jak patyk, a to nielubiace slodkiego jest okraglutkie. Od nas zalezy co nasze dzieci jedza (do pewnego momentu), ale najgorsze sa babcie, ktore litosciwie mowia: "no jak to, nie dasz dziecku cukierka jak chce?" m
Anonimowy
Ja tutaj oprócz chęci zarabiania kasy (kto nie chce zarabiać) widzę ogólną tendencję – chęć prostych i szybkich rozwiązań. Nie trzeba się wysilać, myśleć, czytać, wystarczy podać tabletkę czy syrop i problem z głowy. To samo jest ze wszystkim – odchudzaniem (po co ćwiczyć, jak można wypić herbatkę i kupić pas który sam za nas spina mięśnie), czytaniem (po co męczyć oczy tygodniami, można obejrzeć film), wypróżnianiem (po co jeść zdrowo, wystarczy wziąć lek i problem z głowy, a w zasadzie z czego innego) i wieloma innymi rzeczami. Pęd ludzkości ku upraszczaniu i ułatwianiu wszystkiego. E