Już nie pamiętam, kiedy Starszak odkrył, że to nie święty Mikołaj przynosi prezenty. I nie pamiętam też momentu, kiedy ja się o tym dowiedziałam. Chyba cały czas w niego wierzę.

Święty Mikołaj to atmosfera, to oczekiwanie, to zapach mrozu gdy wychodzi sie na balkon szukając na niebie śladów po jego reniferowym zaprzęgu. To wspomnienie dzieciństwa i świąt, które kojarzyły sie tylko z ciepłą, domową atmosferą, a nie gonitwą zakupów, gotowania, pracą w Wigilię (to kto bierze dyżur?).
Nie mówiliśmy Panience o Świętym Mikołaju. Sam się pojawił. A Starszak, chociaż w niego nie wierzy, gdy w wieczór wigilijny słychać dzwonek do drzwi pierwszy biegnie, żeby otworzyć. Prezenty? Tak, są super ważne. Ale ten brodaty staruszek który się z nimi kojarzy – to tak jednoznacznie pozytywna postać, że każdy go lubi.
Na wszystko jest pora. I na opowieść o biskupie z Miry, i na listy do Finlandii. Dla małych dzieci, które wiedzę o Mikołaju czerpią głównie z otoczenia to ważny element świąt.  Rodzice prezent mogą dać na urodziny, na Dzień Dziecka, czasem coś kupią bez okazji. A święty Mikołaj? Bywa tylko raz, na niego się naprawdę czeka. Czy ten czas byłby gorszy, gdyby to były prezenty po prostu od mamy, taty i dziadka? Może trochę mniej magiczny?