Nie pisałam nigdy na temat tego, co jest lepsze, przedszkole państwowe czy prywatne. Z bardzo prostego powodu. W wielu miejscach w Polsce rodzice nie mają takich dylematów, ponieważ albo nie stać ich na przedszkole prywatne, albo w okolicy jest tylko jedno i nie ma opcji wyboru.
Chciałabym jednak napisać dziś o tym, dlaczego Panienka chodzi do prywatnego przedszkola, a Starszak państwowej podstawówki.
Kiedy Panienka poszła do żłobka, trafiła do placówki prywatnej. Nie mieliśmy wyboru – w naszej miejscowości nie było państwowego żłobka, a to było jedyne miejsce, w którym opiekowano się rocznymi dziećmi. Po naszej przeprowadzce trafiła do przedszkola prywatnego, ponieważ było już po rekrutacji do przedszkoli państwowych. Następnej wiosny zdecydowaliśmy, że nie będziemy jej kolejny raz przenosić i nawet nie stawaliśmy do rekrutacji. Jesteśmy zadowoleni z tej placówki, a ogromną jej zaletą jest elastyczność w związku z wyżywieniem – Panienka dostaje posiłki wegetariańskie i nikt nie robi z tego problemu.
Decydując się na zmianę szkoły Starszaka myślałam o szkole demokratycznej, może Montessori. Chciałam, by trafił do placówki, w której zauważy się go jako człowieka, ktoś się nad nim pochyli, pozwoli mu się rozwijać i pokaże, że zdobywanie wiedzy to przygoda. O wyborze placówki państwowej zdecydowały jednak dwa czynniki. Pierwszy to ekonomiczny – wysyłanie dwójki dzieci do dwóch niepublicznych placówek to za dużo. Drugi czynnik, nazwijmy to społecznym, okazał się jednak ważniejszy.
I to jest właśnie sprawa najważniejsza. Podwórko.
Przez kilka ostatnich miesięcy Starszak po powrocie ze szkoły rzucał plecak i wychodził z piłką na dwór. W weekendy wracał z boiska o 19, czasem o 20. Zna w okolicy wszystkie dzieciaki. Potrafił szybko odrobić lekcje i powiedzieć, że umówił się z jakimś kolegą z klasy o 17:30 na placu przed szkołą, idzie się bawić albo pojeździć na rowerze.
Kiedy jest się dzieciakiem w tym wieku to koledzy ze szkoły mieszkający na tym samym podwórku są skarbem. Spotykam znajomych rodziców w sklepie i mogę porozmawiać o wspólnych sprawach. Na ulicy kłaniają mi się dzieci, których nie znam, a czasem gdy wracam z zakupów sama słyszę za sobą wołanie „proszę paniii a czy on dziś wyjdzie?”.
Gdyby Starszak nie chodził do rejonowej podstawówki tylko do szkoły, w której uczyłyby się dzieci z różnych stron miasta (lub nawet dzielnicy), ta podwórkowa rzeczywistość wyglądąłaby inaczej. Pomijam czas spędzony w podróży do i ze szkoły. Możliwość spotkania się z kolegami z klasy czy ze świetlicy na podwórku, orliku czy pobliskim placu zabaw to magnes, który w jasne, ciepłe dni wyciągał mojego syna na świeże powietrze, do zabawy.
Panienka też pójdzie do państwowej podstawówki, pewno z termosem z obiadem. Ale wiem, że jeśli po wyjściu na plac przed blokiem będzie spotykała znajome dzieci, to wszyscy na tym skorzystamy. Teraz, kiedy dzieci są małe, to moim zdaniem równie ważne jak nauka w szkole jest życie z rówieśnikami poza szkołą, bez dzwonka przerywającego zabawę.
fot. unsplash.com
8 Comments
Anonimowy
Popieram! Aspekt społeczny ma znaczenie niepodwazalne. Szkoda tylko, że czasy się zmieniły i dzieci coraz póżniej wychodzą same na to podwórko ze względów bezpieczeństwa
Monika Sochacka
Chodzilam do podstawówki w mieście a mieszkałam na wsi.Codziennie dojeżdżałam do szkoły, potem wracałam do siebie, na wieś. Nigdy nie mialam problemu ze znajomymi i zabawą na podwórku, wręcz przeciwnie – mialam więcej przyjaciół. Za to szkoła trzymała lepszy poziom. Uważam to za słuszną decyzję ze strony moich rodziców.
Sowa
Czyli edukacja domowa to już zupełne zło i pozbawianie dzieci możliwości tworzenia więzi społecznych? ;)
Aleksandra
W tym poście nawet się nie zająknęłam o ED :) Chodzi mi o posyłanie dzieci do szkoły oddalonej od miejsca zamieszkania, czas dojazdów, rozproszenie koleżeństwa po okolicy itd. Dzieci ED uczą się najbliżej swojego podwórka ;)
lili
Napiszesz może przykładowy jadłospis Panienki? Szukam inspiracji na wegetariańskie dania.
Mio i Mao
Mam podobne przemyślenia. Chociaż bardzo się boje negatywnego wpływu patologicznych dzieci na moje córki. Czasami, kiedy bawimy się na placu zabaw położonym przy szkole podstawowej i słucham te "wulgarne mądrości" wykrzykiwane przez dzieci tam uczęszczające, to więdną mi uszy i opada szczęka. Nie wspominając już o paleniu papierosów przez 10 – latków. Z drugiej strony zamykanie pod kloszem, również nie jest dobrym rozwiązaniem. Oj ciężki jest los rodzica! :)
Dag
A co myślisz na temat szkoły demokratycznej?
Aleksandra
Idea bardzo mi się podoba, ale nie znam żadnej rodziny, której dzieci chodziłyby do takiej szkoły. Nie wiem więc, jak idea wygląda przełożona na rzeczywistość w Polsce – z ciekawością jednak obserwuję zjawisko.