Leżąc wykończona w pokoju hotelowym po dniu intensywnej pracy trochę bezmyślnie skakałam po kanałach. W domu nie mam telewizora, więc jest to jakaś odmiana. Trafiłam, co za przypadek, na program „Baby Boom”, reality show w czasie którego kamera obecna jest na oddziale porodowym. Precyzując – 55 kamer przez całą dobę.

To, co zobaczyłam, naprawdę mnie przeraziło. W odcinku poznajemy parę, ona ma 36 lat, on 40. To ich pierwsze dziecko. Opowiadają o sobie, o oczekiwaniu na maleństwo, widzimy ich w studio po narodzinach, gdy wracają do wspomnień z wielkiego dnia. Widzimy ich też w szpitalu. W czasie KTG, badań, w drodze do sali porodowej. Kamera jest też przy porodzie, dlatego widać dokładnie ból, lęk, zmęczenie i wszystkie te emocje, które towarzyszą wielu rodzącym. Oglądając to ma się wrażenie łamania tabu, naruszania intymności tej rodziny – która przecież zgodziła się na udział w programie. Co z tego, że nie widać ciała kobiety od pasa w dół, ponieważ obraz jest zamazany. Widać jej twarz, która mówi wszystko. To dziwne wrażenie, ponieważ to nie jest pierwszy film o porodzie, który oglądałam.
Poród, który widziałam był bolesny i dość szybki. Cały czas na leżąco, z nacięciem krocza, znieczuleniem, pod KTG. W kącie sali kurzyła się piłka, ale nie było mowy o jakimkolwiek ruchu czy zmianie pozycji. Było jasno, kręciło się kilka osób, wokół wszystkie te pikające maszyny – jak w słynnym filmie Monty Python, nawet czepek na głowie rodzącej się zgadzał. Przejrzałam trailery innych odcinków i schemat się powtarzał. Leżące, znieczulone kobiety, które są na tyle bezwładne, ze położne muszą układać im nogi…
Nie mogę na podstawie tego jednego filmu wyciągać żadnych wniosków, ale taki poród w kraju, w którym Frederick Leboyer skierował uwage na rodzące się dziecko, w którym działa Michel Odent wydaje mi się zjawiskiem mocno niepokojącym. Co się stało? Gdzie intymność, przyciemnione światło, poród bez niepotrzebnych interwencji? Sam pomysł, by wpuszczać telewizyjną kamerę w środek tego wydarzenia robiąc z niego ni to reality show, ni to film dokumentalny, jest w zupełnej opozycji do myślenia o porodzie jako o wydarzeniu intymnym, rodzinnym. Istnieje kilka filmów poświęconych dobrym porodom, to na przykład „Orgasmic Birth„, który wszystkim polecam. Ale mają one charakter zdecydowanie odbiegający od telewizyjnego show. Nie pokazują tyle i w taki sposób.
Oglądałam ten film w towarzystwie koleżanki, która nie rodziła. Ja sama, chociaż wiem jak może wyglądać dobry poród i jak wspaniałym może być doświadczeniem, czułam niepokój oglądając te sceny. Co miała powiedzieć ona, która zna porody tylko z opowieści i to zazwyczaj dotyczących porodów zmedykalizowanych? Ile kobiet po obejrzeniu takiego jednego odcinka nie zapomięta słów tej matki, że przejście od bólu do euforii, gdy przytuliła noworodka, było wspaniałe, a zapamięta tylko jak przerażona i w jakim bólu była wcześniej? Ile kobiet po zobaczeniu takich filmów powie „nie, nie zrobię sobie tego, chcę cesarkę!”?
Nie wiem. Ale ten obraz był mocny i zapadający w pamięć.
To jest telewizja i to oglądają masy. Filmy o dobrych porodach wyświetlane są w czasie specjalnych pokazów, na które przychodzą zazwyczaj te osoby, które już wiedzą jak powinno być.