Bardzo lubię moją pracę, tę od 8 do 16. Lubię też pracę wykonywaną dodatkowo, dwa razy w tygodniu, w roku akademickim (jutro zaczynam!). Sprawia mi dużo przyjemności i daje mnóstwo satysfakcji. Lubię pracę jaką jest ten blog – tylko Ojciec Dzieciom wie, co to oznacza, bo pisuję wieczorami i nocą. Lubię pracę przy tworzeniu Kwartalnika Laktacyjnego, której jest co raz więcej. Lubię też chodzić na jogę raz w tygodniu i na fitness też raz w tygodniu. Chciałabym jeszcze więcej.
Pracuję nie tylko dlatego, że to lubię. Pracuję, żeby zarabiać, bo lubię mieć na mieszkanie, rachunki i buty dla dzieci. Fakt, że praca poza pieniędzmi daje mi też przyjemność to spore szczęście, ale gdybym jej nie znosiła, to też bym pracowała. Samą miłością dzieci się nie nakarmi.

Czy moje dzieci są szczęśliwe z tego powodu, że pracuję? Nie wiem, chyba uważają to za coś normalnego. Czy są szczęśliwe z tego powodu, że lubię swoją pracę? Myślę, że tak – bo mam fajną pracę i lubią o niej słuchać. Czy wolałyby mnie w domu cały czas? Ja nie byłabym wtedy najszczęśliwsza…
Cały czas balansuję między działaniem na rzecz dobra swojej rodziny, swoich dzieci i własnego. W wielu punktach to się splata. Dzięki jodze i fitnessowi odpoczywam psychicznie i nie zamienię się w najbliższym czasie w skamielinę. To inwestycja w zdrowie, ale jednocześnie czysta przyjemność tu i teraz.
Nie lubię hasła „szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko” bo zbyt wiele razy słyszałam je jako usprawiedliwienie swojego egoizmu lub niedojrzałości. Życie po pojawieniu się dziecka nie jest takim samym życiem, jak przed dzieckiem. Normalna sprawa. Nie można pójść na balety z zamiarem powrotu do domu w nocy i wrócić następnego dnia po południu. Trzeba dbać o zawartość lodówki, pamiętać o zapłaceniu za przedszkole i czasem powiedzieć sorry, nie mogę jednak wyjść, młody chyba ma temperaturę nie uważając tego za wielką tragedię. Nie można siedzieć w pracy po godzinach i na spokojnie kończyć projekty, bo przedszkole pracuje do 17. Trzeba też czasem z czegoś zrezygnować. W moim przypadku to między innymi druga sesja jogi w tygodniu – piątek to jedyny wieczór w tygodniu pracy, kiedy Ojciec Dzieciom i ja możemy razem usiąść z dziećmi do kolacji. W inne dni któregoś z nas nie ma. Byłabym zachwycona chodząc na dwie sesje w tygodniu, ale ten czas z rodziną jest ważniejszy. Owszem, czasem coś komuś z nas wypadnie, ale zazwyczaj piątki są już rodzinne.
Tak, trzeba dbać o siebie. O swoje zdrowie psychiczne, o ciało, o relację z partnerem – to w końcu z nim zostaniemy, gdy dzieci pójdą w świat i warto wtedy pamiętać, dlaczego się razem zamieszkało. Trzeba też nauczyć dzieci, że mama, jak każdy inny domownik, ma prawo do odpoczynku, chwili spokoju i ciszy. Gdybym nie myślała o sobie, moje dzieci miałyby ze mnie marny pożytek. Każdy rodzic powinien dbać o siebie, bo jego dobrostan ma duży wpływ na to, jakim jest rodzicem. Zestresowany, przemęczony człowiek będzie miał większą trudność w byciu rodzicem cierpliwym, pomysłowym i empatycznym.
Ale jednocześnie uważam, że miłość i dbanie o siebie nie powinny być skoncentrowane tylko na sobie. Nie wiem, czy jestem w stanie to klarownie wyłożyć, ale będąc rodzicem nie możemy już żyć tylko dla siebie. Po prostu.