W podręczniku Starszaka pojawił się temat tolerancji. Zamiast tekstu, do czego dzieci są przyzwyczajone, mamy test. Pytanie i trzy odpowiedzi do wyboru. Na przykład „Do klasy przychodzi ciemnoskóry kolega, pani sadza go koło ciebie, jak reagujesz?”. Odpowiedzi, wiadomo. a) witam się z kolegą b.) trudno, niech tu siedzi c) proszę panią, żeby mnie przesadziła
Byłam bardzo ciekawa, jak wychowawczyni poprowadziła tę lekcję, ale niestety – trafiło akurat na przeziębienie Starszaka. W każdym razie, mocno mnie to zadanie w podręczniku zastanowiło.

W całej książce Starszaka, a tak naprawdę we wszystkich jego podręcznikach od początku edukacji w szkole, nie pojawia się ani jedno dziecko o innym kolorze skóry niż biały. Nie ma też dziecka o kulach albo na wózku, niewidomego rodzica, rodzeństwa z niepełnosprawnością. Nie widzimy rodzin mieszanych, nie ma też śladu innych świąt niż chrześcijańskie (a właściwie – katolickie).
 
Jednak autorzy postanawiają nauczyć dzieci – tak jak uczą o wiośnie, świętej Barbarze patronce górników czy legendzie o Lechu, Czechu i Rusie – że tolerancja jest ważna. Robią to w następujący sposób: najpierw pokazują dzieciom, że czarnoskóry/niepełnosprawny/innego wyznania jest INNY, a potem mówią „dobrze jest tolerować inność”.
 
Tolerować, od łacińskiego tolerare czyli „znosić” oznacza akceptować (z głębokim westchnięciem) coś, z czym się nie zgadzamy. Dlatego też nie uczę moich dzieci tolerancji wobec inności.
Staram się tak wychowywać moje dzieci, by inny kolor skóry był dla nich tym samym, co inny kolor oczu. Inne wyznanie, religia? To mamy załatwione, w naszej rodzinie są ludzie różnych wyznań, dla dzieci to jest zupełnie naturalne. Myślę, że w ogóle nie uważają tego, że różni ludzie mają różne święta, różne wierzenia, jako coś dziwnego.
Staram się by nie postrzegali świata w ten sposób, nie tworzyli podziałów, byli otwarci na inne kultury nie na zasadzie tego, że są INNE w rozumieniu OBCE, ale inne, ciekawe, warte zainteresowania, chociaż nie zawsze łatwe do zrozumienia.
 
Trochę mnie zdziwiło to anachroniczne i naiwne zadanie w podręczniku. Czy uważam, że nie powinno się znaleźć w książce? Nie, bo dobrze poprowadzona przez nauczyciela lekcja jest cenniejsza niż pominięcie sprawy. Ale jeszcze lepiej, gdyby cała książka pokazywała, że ludzie są różni, że wywodzą się z różnych tradycji, mają różne możliwości i potrzeby.Update.
Pamiętam odcinek Clifforda, który oglądały moje dzieci w telewizji. Rodzina Clifforda świętowała Chanukę. Clifford rozpakował wszystkie swoje prezenty pierwszego dnia, a potem było mu smutno. (Chanuka trwa 8 dni, każdego wieczoru dzieci dostają po upominku). Fajnie było to oglądać – to święto w odcinku było tak naturalne, ot po prostu, czasem Mikołaj, a czasem chanukija i drejdel.