Zostałam z dziećmi sama na dwa dni, w tym na sobotę. Od ponad miesiąca w sobotę chodzę do klubu fitness na moje ulubione już zajęcia Power Pump (nie będzie selfie, obie ręce zajęte). Świetnie się po nich czuję, fizycznie i psychicznie, dlatego staram się zachować regularność. Nie chciałam z nich rezygnować tylko dlatego, że nie mam z kim zostawić dzieci. No więc wzięłam je ze sobą.
Było fajnie
Co raz więcej klubów fitness oferuje opiekę nad dzieckiem w czasie, gdy rodzic ćwiczy. Tu gdzie chodzę dostępna jest salka z przeszkloną ścianą, pełna zabawek, książeczek, kolorowanek. Dzieci oglądają bajki, układają klocki, a wszystko to w towarzystwie uśmiechniętej opiekunki. Dziś zostawiłam tam Starszaka i Panienkę. Po wyjściu z szatni zajrzałam przez szybę – Panienka buszowała w klockach, Starszak oglądał bajkę. Gdy po godzinie wróciłam z zajęć i spojrzałam przez szybę, Starszak czytał komiks, a Panienka stała przy kuchence. Wyglądało wszystko bardzo dobrze.
Przebrałam się szybko i poszłam po dzieci. Panienka powiedziała, że ugotowała dla mnie zupę i pokazała kolorowanki. Starszak był trochę znudzony. Pożegnali się z uśmiechniętą, miłą opiekunką i poszliśmy do domu zahaczając o lodziarnię. W drodze zapytałam ich jak było i usłyszałam, ze fajnie. Ucieszyłam się, że wszystko poszło tak dobrze.
Po kwadransie Panienka zaczęła mocno marudzić. Popłakiwała mówiąc „sama nie wiem, co chcę”, poprosiła, żeby ją nieść na rękach, trochę się złościła. Ewidentnie coś było nie tak. I wtedy mnie tknęło. Emocje.
Uświadomiłam sobie, że mam ze sobą trzyletnią dziewczynkę, która właśnie spędziła godzinę beze mnie, w nowym miejscu. Opiekunka mówiła, że wszystko było w porządku, dzieci bawiły się normalnie. Kiedy ja pojawiłam się znowu i już było wiadomo, że nigdzie więcej sie nie wybieram, Panienka musiała wylać z siebie te emocje. Zapytałam ją raz jeszcze, czego brakowało jej w sali zabaw. Powiedziała „ciebie do przytulania”. Wszystko jasne.
Dziecko i emocje
Bardzo dużo się potem przytulałyśmy. Nosiłam ją w Tonga, wyprzytulałam przed snem. Po intensywnym dniu zasnęła spokojnie. A ja myślę o tej godzinie.
Przed wyjściem rozmawiałam z dziećmi o tym, że zostaną same na czas moich zajęć. Starszak trochę się krzywił, ale wyjaśniłam mu, dlaczego te zajęcia są dla mnie ważne. Sam nie lubi opuszczać swoich treningów, więc zrozumiał. Panienka myślała głównie o zabawkach.
Teraz zastanawiam się nad tym wszystkim. Nie lubię hasła „szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko”. Zależało mi na tym wyjściu i mogłam zapewnić dzieciom dobrą opiekę. Widziałam, że Panienka musiała to nieco potem odreagować. Dobrze, że połączyłam kropki i zorientowałam się, jaka jest przyczyna jej marudzenia i płaczu. Dzięki temu skoncentrowałam się na tym, żeby przytulania i czułości było dziś więcej niż zwykle.
Panienka, bliskościowe dziecko, z ochotą i ciekawością weszła do salki zabaw. Zostawiłam ją tam bez problemu i odebrałam uśmiechniętą. Cieszę się, że umie mówić o swoich uczuciach, że powiedziała, czego jej tam brakowało. I cieszę się, że zamiast się zniecierpliwić, że płacze bez powodu, ten powód odkryłam.
Rodzicielstwo Bliskości dało mi bardzo wiele – przede wszystkim to uważniejsze spojrzenie na dziecko. To naprawdę bardzo pomaga. Wiem też teraz, że czasem dziecko świetnie sobie radzi z nową sytuacją tylko pozornie, potem odreagowuje emocje. Wtedy, kiedy poczuje się bezpieczne.
5 Comments
Miny Niny - Jowita
Takie wieczorne marudzenie w dniu, kiedy dzieciaki mają nas troszkę mało, a jeszcze sytuacje pojawiają się nie znane wcześniej, to pewien rodzaj komplementu dla Nas rodziców. Trudno to potraktować w ten sposób, wiem. Sama czasem tracę cierpliwość kiedy sama zmęczona nie wyczuję o co chodzi. Marudzenie = kocham Was :)
KathrinVonHexe
Myślę, że twoja historia to bardzo dobra lekcja, że można stopniowo i delikatnie oswajać dziecko z tym, że mama może czasem na chwilę zniknąć. Dziecko, co prawda bez mamy, pozostaje bezpieczne w dostosowanym do jego potrzeb miejscu, bo kiedyś mama mogła je zaprowadzić do przedszkola i wrócić dopiero po kilku godzinach.
Anonimowy
Ojej, wreszcie ktoś, tak jak ja, nie lubi hasła "szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko" i otwarcie to deklaruje ;) Moim zdaniem kryje się w nim jakiś podstępny przymus uszczęśliwiania siebie na siłę POMIMO bycia matką. Dziękuję za ten "comming out" :) Pozdrawiam, Aleksandra
Basia
dzięki za ten post!
Anonimowy
Mnie hasło o szczęśliwej mamie bardzo pomogło więc je lubię. Rozumiem, że to duże uproszczenie ale… dzieci wcale nie potrzebują matek poświęcających się. Czasem może uszczęśliwić wyjście a czasem pozostanie. Ważne by dbać o potrzeby dziecka nie zapominając a własnych. W myśl zasady że zmęczony i sfrustrowany opiekun, to kiepski opiekun. Pozdrawiam serdecznie:)