Jechałam dziś komunikacją miejską z miłą mamą (chyba) i miłym dzieckiem (na oko 2,5 roku). Trochę na nich zezowałam, bo byłam po całym dniu bez swoich dzieci i zaczynałam tęsknić. W pewnym momencie zwrócono mamie uwagę, że dziecko trzyma buty na siedzeniu. Zareagowała od razu, przesunęła chłopcu nóżki, a potem, gdy znów chciał je podnieść, powiedziała „przyjdzie pan!”.

Coś, o czym chcę napisać teraz, to nie jest mądrość, z którą się urodziłam. Założę się, że sama kiedyś też sypałam takimi tekstami do Starszaka. Teraz wiem jednak, że trudno o bardziej bezsensowny sposób mówienia do dziecka. Dlaczego?

To proste. Straszenie dzieci nie załatwia sprawy – być może zadziała doraźnie, wywołując rzeczywisty lęk u malucha. Ale za drugim razem dziecko zrobi to samo. Co można powiedzieć zamiast „bo przyjdzie pan!”? Wyjaśnić dziecku, dlaczego nie powinno robić tego, co robi. Dzieci są z natury empatyczne i warto odnosić się do nich jak do istot rozumnych, którymi w końcu są. „Nie kładź tu nóżek, możesz pobrudzić siedzenie, ktoś usiądzie i będzie miał brudną pupę, chyba nie byłoby mu miło, prawda?”. Albo, w innej sytuacji „kiedy tak krzyczysz, możesz komuś przeszkadzać, może ktoś chce sobie spokojnie poczytać?” zamiast „bądź cicho!”.
Czasami nam się po prostu nie chce, jesteśmy zmęczeni i zniecierpliwieni. Ale takie komunikaty, w których nie mówimy „nie” tylko wyjaśniamy jakie znaczenie ma to, co dziecko robi, oraz co i jak można zmienić, bywa lepiej zrozumiane i wysłuchane przez dzieci. Jednocześnie okazujemy dziecku szacunek ucząc je zarazem, by szanowało innych.