Panienka była obojętna, kiedy ja miałam oczy wilgotne ze wzruszenia. Pierwszy raz w życiu tak mocno kibicowałam postaci z ilustrowanej książeczki dla dzieci. Kończąc lekturę uśmiechałam się do siebie. Panienka poszła po kolejną książkę. Ja myślałam o tym, że dawno nie przeczytałam tak wymownej historii o byciu kobietą, matką i pozwoleniu sobie na trochę luzu, kiedy wokół piętrzą się obowiązki.
Mały Ulf nudzi się, jest letni dzień. Dorośli zajmują się swoimi sprawami. Tata rozwiązuje krzyżówki, mama krząta się po domu. Chłopiec zaczyna bawić się, że jest Indianinem. W kuchni mama smażąca kotlety przyłącza się do zabawy.
(…) Jestem Małą Cichą Stopą. A ty?
Ja jestem Wielką Smutną Spalenizną – westchnęła i przewróciła kotlet na patelni. – Ja być wakacyjny niewolnik bladych twarzy.
– W takim razie uwolnię cię.
Mama porzuca kotlety i wychodzi z domu z synem. Oboje są podekscytowani, a mały Ulf nie może sobie przypomnieć, kiedy ostatnio spędzał czas z mamą, która nie musiała akurat nic robić. Mama chyba cały czas była czymś zajęta.
Tego popołudnia mama skakała z Wysokiej Skały w kremowych majtkach i z rozpuszczonymi włosami. (…) Było cudownie i trochę strasznie widzieć ją taką.
– Nie jesteś taka jak zawsze – powiedziałem.
– Nie – odparła. – Teraz jestem znowu Piękną Rybą.
– Jaką piękną rybą? – zdziwiłem się.
– To było moje indiańskie imię, kiedy byłam mała – odparła.
Kiedy wracają wieczorem do domu, Mama idzie boso, ma rozpuszczone włosy. W ręku trzyma własnoręcznie złowionego szczupaka, uśmiecha się.
To krótka, piękna książka. Wątek zapracowanej mamy i jej przemiany pojawia się też u Piji Lindenbaum w „Filip i mama, która zapomniała”. Tu jednak nie ma wątków fantastycznych – mama nie musi zamienić się w smoczycę, wystarczy beztroski dzień z dzieckiem. Być może mama Filipa była już na straconej pozycji i nie dało się inaczej, bo mama Ulfa wykazała jednak nieco anarchistycznej postawy zostawiając kotlety przybite nożem do drzwi.
Nie zmienia to jednak faktu, że przemiana mamy ze zgaszonej, nieco zgorzkniałej kobiety w promienną osobę, która potrafi beztrosko się bawić, robi wspaniałe wrażenie. Jest też lekcją dla czytających tę książkę rodziców, że te codzienne kotlety mogą czasem poczekać, by dziecko nie zapomniało, jak spędza się wspólnie czas.
No a dzika natura? zapytałem.
– Teraz mam ją tutaj – powiedziała mama i pokazała palcem na siebie.
3 Comments
miejskiewiejskie
Ha! miałam dokładnie to samo:) zuzia poszła po kolejną książkę a ja mocno przytuliłam książkę do siebie i odetchnęłam:) nie wiem dla kogo była to bajka – dla niej czy dla mnie. jedno jes pewne – mnie pomogła bardziej! Bardzo ją lubię:)
Miny Niny - Jowita
Do biblioteki marsz :)
Mariola Majka
Ha, mam tę książkę:D Ze wzruszeniem ją czytałam i stwierdziłam, że jest zarówno dla dzieci jak i dla rodziców. Super mama ta mama Ulfa:)