Dzieci są piękne. Wszystkie. Mają dłonie, które nie zrobiły nikomu krzywdy. Stopy, które tańczą i skaczą gdy tylko mają na to ochotę. Oczy patrzące z ciekawością.
Lubię mówić moim dzieciom, że są piękne. Bo takimi je widzę i chciałabym, żeby lubiły swoje ciała. Wtedy będą dla nich dobre.
Rozmawiamy o tym, co ciało potrafi. Smarujemy się kremami, kąpiemy. Są ręce, nogi, brzuszki, pupy. I…no właśnie. Co dzieci mają między nogami? W wielu rodzinach nazwanie tych miejsc jest trudne. Polszczyzna nas nie rozpieszcza – mamy do wyboru albo nazwy jak z atlasów medycznych, albo zdrobnienia, albo wulgaryzmy. Wyobraźcie sobie, co by było, gdyby nie było słowa piersi. Mielibyśmy gruczoł sutkowycycki. Słabo.
Kiedy patrzę na niemowlę płci męskiej, to trudno mi przyznać przed sobą, że to co ma, to penis. Wiem, że ten element malutkiego mężczyzny według lekarzy nim jest, ale wydaje mi się, że tak naprawdę penisy występują u dużych mężczyzn. W mojej rodzinie funkcjonowało słowo siusiak. Mali chłopcy mieli siusiaki, a dorośli mężczyźni penisy. Wydawało mi się to zawsze dość sensowne i takie nazewnictwo zastosowałam kiedy urodził mi się syn. Wie, że ta część ciała na poważnie nazywa się penis, ale w domu jest po prostu siusiakiem. Pośladki też nie zawsze nimi są, czasami to po prostu pupa.
Z dziewczynkami jest o tyle gorzej, że nawet nazwy z atlasu anatomicznego brzmią fatalnie. Zrobiło mi się przykro, kiedy pierwszy raz dowiedziałam się, że jestem posiadaczką sromu. No doprawdy! Wagina jest ok, ale ona jest w środku. A na zewnątrz? Wulwa? To też brzmi źle. Trudna sprawa. W niektórych rodzinach korzysta się ze słów, które jednocześnie oznaczają coś do jedzenia. Słyszałam już o brzoskwinkach, bułeczkach i pierożkach. Słowo daję, gdyby moi rodzice powiedzieli mi, że mam bułeczkę, to chyba bym już nie tknęła kajzerki. Kiedyś stwierdziłam, że najmniej mnie razi słowo cipka. Jest akceptowalne. Dość miłe, nie wulgarne. Jest oczywiście zdrobnieniem, ale chyba nie ma lepszego.
Moje dzieci wiedzą, co mają między nogami. Staram się im przekazać, że to części ciała jak wszystkie inne. Trzeba o nie dbać, trzeba zachowywać higienę. Mówię też, że są delikatne i łatwo je zranić. Tłumaczę, że cipka i siusiak to miejsca intymne, jak pupa, więc nikt obcy nie może ich dotykać ani oglądać. Jeśli lekarz, to tylko w towarzystwie mamy lub taty.
To nie jest łatwe zadanie, ponieważ trudno jest zachować równowagę między wyjaśnieniem, że to są normalne części ciała, nie są bardziej brudne od innych, nie są gorsze, są tak samo ważne. A jednocześnie wpoić zasady związane z bezpieczeństwem i świadomość tego, że to miejsca intymne, prywatne, w sumie dość wyjątkowe.