Kiedy założyłam szpitalną koszulę i zobaczyłam swoje odbicie w szybie drzwi gabinetu, spontanicznie powiedziałam „wyglądam jak Buka!”. Spotkało się to ze zgorszonym spojrzeniem zaspanej położnej. To był ten moment, kiedy poczułam lęk. Założenie szpitalnej koszuli sprawiło, że stałam się pacjentką. Podległą, posłuszną, z niepokojem i strachem czekającą na lekarza.
Za drugim razem miałam na sobie koszulę nocną na cieniutkich ramiączkach, z wielkim dekoltem. To w zasadzie była koszulka mojej Mamy, która oddała mi ją kiedy byłam w ciąży. Któregoś razu nocowałam w domu rodzinnym i zapomniałam piżamy, ta koszulka była w sam raz. Z elastycznej, dobrej bawełny. Została u mnie, a potem spakowałam ją do torby szpitalnej. Pachniała domem. Potem znowu jej używałam, świetnie nadawała się do karmienia nocnego. A teraz…nie wiem, gdzie jest. Chyba ją zgubiłam. Ja, przechowująca opaski szpitalne dzieci, dwie karty ciąży, kikut pępowiny i pierwszy obcięty pukiel włosów Panienki….
Acha, zapomniałabym.
W końcu tę koszulkę zdjęłam i rodziłam nago.
Kiedyś nie było wyboru. Kobieta w szpitalu rodziła w szpitalnej koszuli. Krótkiej, ledwo zasłaniającej pupę. Biada, jeśli było się wysoką kobietą o dużym brzuchu! Dziś można rodzić już w swojej własnej koszulce. Wiele kobiet odruchowo pakuje do torby koszulę nocną, koszulkę męża – w każdym razie strój mocno nieformalny, sypialniany. I jakkolwiek wszelkie sypialniane skojarzenia są jak najbardziej na miejscu gdy mówimy o porodzie, to warto jednak zastanowić się, czy koszula nocna jest najlepszym strojem?
Większość koszulek do karmienia, zachwalanych również jako idealne do porodu, ma mocno infantylne kolory i wzory. Spotkałyście kiedyś czarną?
Strój do porodu powinien być wygodny, to jasne. Najlepsze są naturalne tkaniny, które poradzą sobie z potem rodzącej. Możliwość rozpięcia by położyć dziecko na piersi jest ważna, ale nie obowiązkowa. Ja swoją koszulkę po prostu podciagnęłam wysoko. Estetyka to kolejna kwestia. Koszulka w której rodzimy nasze dziecko powinna być strojem, w którym nadal będziemy sobą. Koszulka w cetki, ulubionego zespołu, obowiązkowo biała… Cokolwiek, ale własne. Jeśli na co dzień nie znoszę kokardek i koronek, to po założeniu do porodu koronkowej koszulki z kokardką na biuście czułabym się głupio. Tak, pod koniec porodu wszystko traci na znaczeniu. Ale na początku nie.
Koszula porodowa nie musi być koszulą nocną. To może być sukienka plażowa, tunika, koszulka ze spódniczką. Coś ładnego, może kupionego specjalnie na te okazję, powitanie dziecka (chociaż warto uprać wcześniej i założyć w domu). W momencie, kiedy jest się jedyną osobą w pomieszczeniu, która ma na sobie piżamę, można naprawdę stracić rezon.
I tak, w pewnym momencie nawet najfajniejszą sukienkę w końcu można zdjąć. Bo prysznic, bo wanna, bo gorąco. Czasami jest tak, że kobieta zdejmuje koszulę na chwilę, a potem już jej nie zakłada. Na pewnym etapie porodu, gdy wszystko jest jak trzeba, wstyd przestaje istnieć.
Na koniec odsyłam Was na stronę projekty fotograficznego Ciepły Mokry Aksamit. Autorka fotografuje kobiety rodzące oraz koszule porodowe. To bardzo wzruszające i piękne zdjecia. Tym bardziej mi żal, że gdzieś podziałam szarą koszulkę w której zaczęłam rodzić Panienkę…
5 Comments
uanset
ja rodzilam w koszuli szpitalnej , bo ze soba wzielam pizame z domu
o tym projekcie czytalam i tez pisalam u siebie na blogu
Kasia Kornelkowa Mama
W 100% zgadzam się z Tobą Koralowa Mamo, ja mam co prawda mam termin porodu za 4 dni i jeszcze nigdy nie rodziłam, ale nie wyobrażam sobie do porodu ubrać czegoś w czym kompletnie nie będę się czuła sobą. Już i tak z góry zakładam, że koszulkę podciągnę, albo nawet zdejmę, bo chcę córeczkę poczuć całą sobą. Nie widzę się jednak w szpitalnej koszulinie.
Co do linku ze zdjęciami, to są niesamowite, a samo porównanie główki dziecka do mokrego aksamitu bardzo mnie wzrusza (ale mnie ostatnio wzrusza wszystko:-)).
Pozdrawiam i dziękuję za fajnego posta na Twoim blogu:-)
Pola
Fakt, takie z pozoru nieistotne szczegóły mają naprawdę duże znaczenie, zwłaszcza na początku. To szalenie istotne, żeby poczuć się dobrze i pewnie, nie pacjentką, a Kobietą która ma Moc żeby urodzić…
Sowa
Ha, Koralowa Mamo, trafiłaś w sedno :) Chciałam sobie kupić koszulkę do porodu i opadły mi ręce na widok tych paskudnych szarych koszulin w kolorowe pieski czy co tam, których pełno na allegro. W końcu kupiłam na ciuchach prostą bawełnianą tunikę z krótkim rękawem, urodziłam w niej. Czułam się jak JA (bo w czerni, to najważniejsze) i naprawdę mi to dodało dużo pewności siebie.
olassia
Pierwszy poród w koszuli… na szczęście nie w serduszka i pieski… miałam koszule bo do szpitala trafiłam kilka dni wcześniej.
Drugi poród w czerwonym tiszercie z arbuzem bo w takim właśnie spałam kiedy odeszły mi wody ;) i zielone skarpetki do tego.