Kiedy zbliżał się czas rekrutacji do przedszkola przeszperałam sieć i znalazłam kilka państwowych placówek w okolicy. Na stronach internetowych wyszukałam adresy mailowe i wysłałam pytania dotyczące diety. A dokładnie – czy jest możliwość wyżywienia wegetariańskiego, a jeśli nie, to czy jest możliwość dzielenia posiłków, np. przedszkolna zupa (jesli na warzywach) plus odgrzane drugie danie przyniesione z domu, na kanapkach własna pasta itd.

Panienka jest wegetarianką od urodzenia. To ciekawy przypadek, ponieważ jest niesamowitym łasuchem i jeśli nie jest przekonana do czegoś, to wystarczy zacząć jeść daną potrawę, żeby stwierdziła, że też ją chce, natychmiast. Ta zasada nie sprawdza się w przypadku mięsa. Gdy jesteśmy w odwiedzinach, jemy razem posiłek i na stół wjeżdża kotlet – Panienka go nie zauważa. Pytałam przedszkolanki, czy pyta o mięso, które jedzą inne dzieci i usłyszałam, że nie, jest zajęta swoim jedzeniem. Ciekawe zjawisko.
Wracając do przedszkoli, do których pisałam, a było ich pięć. Dostałam jedną odpowiedź. Nie ma możliwości przygotowywania potraw bezmięsnych, a zupy są na kurczaku. Zawsze. Najpierw pomyślałam, że to super, że w ogóle ta odpowiedź przyszła, a inne przedszkola zachowały się niefajnie. Potem pomyślałam, że znając polskie realia, to kurczaki na których gotuje się zupy w tym przedszkolu raczej nie są ekologiczne i żal tych maluchów, które to jedzą. Codziennie. Ale i tak punkt dla placówki za odpowiedź na maila.
W żłobku, do którego chodziła Panienka, prywatnym i jednocześnie jedynym w naszej okolicy, nie było problemu z wyżywieniem wegetariańskim. Co więcej, otwarta na wiedzę i ciekawa świata wychowawczyni zaczęła czytać o diecie wegetariańskiej, co zaowoocowało wprowadzeniem do diety wszystkich dzieci takich nowości jak na przykład soczewica.
W przedszkolu, do którego chodzi Panienka, prywatnym, nie ma kłopotu z przygotowaniem osobnych posiłków. Jeśli dzieci jedzą makaron z mięsem, to Panienka z warzywami. Pierogi z serem lubią wszyscy, a zupy gotowane są na wywarach warzywnych i chyba nikt na tym nie traci. Przygotowanie osobnego posiłku dla Panienki to nieco gimnastyki, za którą jesteśmy wdzięczni. W naszej placówce śniadania przynosi się własne, więc tu jest spokój.
Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że ta sielanka się skończy, kiedy Panienka pójdzie do szkoły, państwowej. Wiem, że będę po prostu pakując obiad do pracy dla siebie i Ojca Dzieciom, pakować trzeci, dla Panienki. Jeśli tylko w szkole nie będzie problemu z podgrzaniem (chociaż od czego są opakowania termiczne). Może to i lepiej, że uniknie wtedy takich zestawów, jakim ostatnio uraczyła Starszaka jego szkoła (skądinąd bardzo fajna i bardzo przez nas lubiana).
Przejrzałam w sieci jadłospisy przedszkoli, prywatnych i państwowych. Jest bardzo różnie. Bywa w porządku, zupa z soczewicy, kasze inna niż gryczana i jęczmienna. Bywa, że na podwieczorek maluchy dostają chałkę z masłem i kakao, jogurt lub wafelki. Obiadową podstawą są tradycyjne zupy, a przy drugim daniu ziemniaki. Do bitek kasza gryczana, do duszonych jabłek ryż i śmietana. Znalazłam jadłospisy w których mięso podawano pieć razy w tygodniu. Nie chodzi o to, że wszystkich chcę namawiać do diety wegetariańskiej, ale polskie dzieci mają w diecie za dużo białka, a nie za mało. KLIK
Idealnie byłoby, gdyby w przedszkolach karmiono dzieci sezonowo i lokalnie. Codziennie można podawać inną kaszę. Zimą rozgrzewające gulasze z warzyw korzeniowych i przypraw. Wiosną korzystać z selera, sałat, bakłażana i innych. Na stronie akcji Szkoła Na Widelcu można znaleźć i pobrać tabelę sezonowości, nie jedyną z resztą w sieci. Bardzo pożyteczne narzędzie! Kopalnią wiedzy na temat żywienia jest strona akcji Zdrowy Przedszkolak , polecam np. artykuł na temat zup w przedszkolu.
Co możemy zrobić my, rodzice? Rozmawiać i proponować. Nasze dzieci spędzają w przedszkolach i szkole wiele godzin, jedzą tam śniadanie, obiad i podwieczorek. Ważne, żeby były to sensowne potrawy, a to co wypracowaliśmy w domu nie przepadło. Często można spotkać się z oporem, nie tylko pracowników placówek ale i innych rodziców. Dlatego warto podsuwać materiały edukacyjne, proponować stopniowe, a nie radykalne zmiany. Chociaż oczywiście pomysł, żeby nie dodawać wegety może dla wielu być szalony.