Pamiętam narodziny mojego młodszego Brata, miałam wtedy 2 i pół roku. Pamiętam przeprowadzkę do nowego mieszkania i wiklinowy wózeczek, z którym biegałam do okoła pokoju z taką radością, że jedno z kół odpadło. Pamiętam jak kiedyś moja Mama stojąc ze mną i Bratem pod klatką otrzepała nam kombinezony ze śniegu mówiąc „moje dwa bałwanki”. Miałam wtedy 3, może 4 lata.
Mam takich ciepłych, dobrych wspomnień mnóstwo. Niewiele z nich wiąże się z zabawkami, prezentami (jak wózeczek) czy nowymi ubraniami. To raczej wspomnienia Taty smażącego naleśniki, dekorowania jajek przed Wielkanocą, powrotów z przedszkola i coniedzielnych wycieczek do lasu.

Nie kupujemy dzieciom wszystkich rzeczy, które chciałyby mieć, albo które nas zachwycą. Na wszelkie okazje prezentowe staramy się dawać im książki, zabawki zostawiając rodzinie. Dziś Panienka przeglądała katalog i pokazywała paluszkiem „to chcę!”, „to chcę!”, „chciałabym mieć taki pokój! mamo, proooszę”. Ha, ja też chciałabym, żebyś miała taki pokój, ale na razie mieszkamy w wynajmowanym mieszkaniu i pokój masz taki, jaki masz.
Kiedy przed urodzinami Starszaka zapytałam go, jaki chciałby mieć tort, a chodziło mi o smak, Starszak powiedział bez zastanowienia „rycerzowy!”. Stanęło jednak na torcie, który podarowała Starszakowi w prezencie Babcia, pięknym wypieku w kształcie i barwach murawy piłkarskiej, z piłką z czekolady. A co z tortem rycerzowym?
Cztery lata temu przygotowaliśmy z Ojcem Dzieciom tort w kształcie obronnej fortecy, udekorowanej rycerzami, z mostem zwodzonym z czekolady i własnoręcznie przeze mnie malowaną flagą. Siedzieliśmy nad nim do późnych godzin nocnych, ale było warto. Starszak początkowo nie pozwalał go tknąć… Potem zrobiliśmy go jeszcze raz, na chyba 7 urodziny Starszaka. Jak się okazuje, tort rycerzowy najbardziej zapadł w pamięć naszemu synkowi. Domowej roboty, trochę krzywy i obsypujący się tort – forteca.

 

Za każdym razem kiedy myślę o tym, że nie kupię dzieciom tego wszystkiego, o czym marzą, nie pojedziemy w te wakacje do Legolandu, bo po prostu mnie na to nie stać, powracam do swoich najlepszych wspomnień z dzieciństwa. Wiem, że nie wiążą się z kupowaniem, tylko z czasem, tym największym z dóbr. To oczywiście banał, ale takie rzeczy warto sobie przypominać, chociaż są oczywiste. To właśnie czasu potrzebują nasze dzieci. Tort rycerzowy, który tego czasu wymagał, a jego tajemniczym składnikiem jest miłość, to jedna z tych rzeczy, które nie mają ceny – jak naleśniki smażone z Tatą czy popołudnie na sankach.