„Właśnie startuje największa tegoroczna inicjatywa społeczna skierowana do wszystkich mam –Mama idzie na kawę„. Jestem mamą i lubię kawę, zainteresowałam się więc tym zjawiskiem. Co prawda nie wierzę w społeczny wymiar inicjatywy związanej z przekazywaniem katalogów reklamowych, ale mniejsza z tym ;) Kawa to kawa. KLIK
Polubiłam stronę akcji na FB, wczytałam się w listę kawiarni i odkryłam, że niestety, nie łapię się. Chociaż na stronie czytam o „wszystkich mamach” to jednak nie da się ukryć, że jest to akcja skierowana raczej dla kobiet na urlopach miacierzyńskich i wychowawczych*. Akcja polega na tym, że idąc na kawę do konkretnej kawiarni, z dzieckiem, zamawia się kawę z 50% zniżką i dostaje katalog reklamowy. Ale tylko od poniedziałku do piątku od 9:00 do 18:00. Mama, która ma ochotę wyjść z drugą mamą na kawę w sobotnie przedpołudnie, bez dzieci, już na zniżkę i katalog się nie załapie. Chociaż to nie o tym chciałam (ani specjalnie mnie to nie kręci).
Wyjście z domu jest świetne. Kiedy ma się dzieci i jest z nimi na urlopie rodzicielskim – to wyjście bez dzieci, ale w towarzystwie kogoś dorosłego jest czymś ważnym i potrzebnym. Żeby złapać oddech, dystans, móc zatęsknić za maluchami. Żeby móc po prostu sobie posiedzieć i przejrzeć gazetę. Gdy nie pracowałam i zaczęłam chodzić na jogę, wybierałam sesje weekendowe. Miałam czas dla siebie, dzieci były z Ojcem Dzieciom. Byłam z dzieciakami tak intensywnie przez 5 dni w tygodniu, że to zniknięcie na sesję było niezauważalne dla nich – a dla mnie bardzo potrzebne. Teraz, kiedy pracuję, ostrożniej dawkuję weekendowe przyjemności. Wiem, że w ciągu tygodnia widzę się z dziećmi tylko rano, a potem od 17:00 kiedy odbieram je z placówek. Do 21 kiedy idą spać mamy trochę czasu razem, ale nie tak dużo jak kiedyś.
Znalezienie równowagi to duże wyzwanie. Chciałabym po południu godzinami siedzieć z dziećmi na dywanie lub na placu zabaw, ale obiad na następny dzień sam się nie zrobi. Podobnie, mam wielkie zaległości towarzyskie i listę koleżanek, które zaczynają wątpić w moje istnienie, ale wiem, że każdy wieczór poza domem jest wieczorem, kiedy nie czytam dzieciom do snu. A najbardziej lubimy z Ojcem Dzieciom czytać na dwa głosy, jedno jednemu dziecku, drugie drugiemu. Rodzinna kakofonia. Jeszcze kilka lat i się skończy, a to jest za dobre, by z tego nie korzystać. Weekendowe śniadania rezerwuję dla rodziny, więc nie chodzę już na poranne sobotnie sesje jogi. Chodzę w środku tygodnia, po pracy. I tak dalej, i tak dalej. Wiem, że kiedy znikam na chwilę w weekend lub wychodzę w piątkowy wieczór na wino z przyjaciółką, to moim dzieciom nie dzieje się krzywda. Są albo z Ojcem, albo z którąś z Babć. Opiekuje się nimi wioska, jest ok. Ale ja też mam potrzebę przebywania z nimi po całym tygodniu pracy, też jestem stęskniona i chcę popatrzeć na tę wesołą parkę.
Pracujący rodzic musi się nieźle nagimnastykować, żeby znaleźć czas dla siebie, na dolce far niente ze znajomymi lub solo. Kiedy dochodzi do tego logistyka znalezienia opieki nad dziećmi wieczorem, gdy rodzice chcą iść na randkę – robi się zabawnie.
No a kiedy mama pójdzie na kawę? Raczej w weekend i raczej bez dziecka. Na spokojnie.
*Co ciekawe, większość warsztatów i spotkań dla blogerek tzw. parentingowych odbywa się w tygodniu, w godzinach pracy.
1 Comment
Mio i Mao
Nie wymyślono jeszcze projektu, który by zadowolił wszystkich. Ja, pomimo, że jestem na macierzyńskim zamiast na kawę, wolę pojechać z dziećmi do lasu, parku, czy nad jezioro. Z przyjaciółkami spotykam się wieczorami, a zatem inicjatywa również nie pode mnie. A tak w ogóle nie piję kawy :)