Kiedy byłam mała postanowiłam sprawdzić, czy rodzice zauważą moje zniknięcie. Schowałam się w przepastnej szafie ubraniowej w ich sypialni, w środku dnia, w sporym zamieszaniu (akurat trwał remont łazienki) i czekałam. Czekałam, czekałam, czekałam…. Wydawało mi się wtedy, że siedzę w tej szafie pół popołudnia i nic, nikt mnie nie zauważył. Podejrzewam, że tak naprawdę spędziłam tam nie dłużej niż kwadrans, ale wyszłam z szafy nie zawołana przez nikogo, zdruzgotana. Nikt nie zauważył mojego zniknięcia! Nie myślałam wtedy, że świetnie przyzwyczaiłam moich rodziców do tego, że spędzam czas bawiąc się sama czy rysując.
Starszak, w czasach jedynactwa, dużo bawił się sam. Klocki, samochodziki, żołnierzyki. Wydawało mi się to zupełnie normalne, a nawet bardzo dobre. Córka mojej koleżanki była ulubienicą przedszkolnych wychowawczyń – zawsze potrafiła zaszyć się cichutko w kąciku i bawić, nikomu nie przeszkadzając. Nikomu nie zajmując czasu.
Uświadomiłam sobie jakiś czas temu, przypominając swoją przygodę z szafą (a niestety, nie było niczego z drugiej strony), że dziecko, które bawi się samo, nie zawsze tego chce. Odkryłam, że Starszak bardziej od samodzielnego budowania konstrukcji z klocków lubi robienie tego samego w towarzystwie któregoś z rodziców. Z jakiegoś powodu, być może po prostu mojego zapracowania, zmęczenia czy nieuważności, przestał domagać się wspólnej zabawy. Robi to tylko czasami. Kiedy ja ją inicjuję jest naprawdę zadowolony.
Bardzo często rodzice przyjmują z ulgą to, że dziecko, jak to sie mówi, ładnie bawi się samo. Ładnie, grzecznie. Można coś zrobić w domu, można odpocząć, można napić się herbaty sprawdzając wiadomości. Czasami to bardzo potrzebne zmęczonemu codziennością dorosłemu. Ale czasem warto jednak zejść na dywan, do tego bawiącego się dziecka. Może ono nie mówić, że chciałoby pobawić się wspólnie. Ale może tego bardzo chcieć, również podświadomie.
Lubię czasami położyć się na podłodze, na brzuchu, i rysować z dziećmi. Albo tylko pozwolić wchodzić sobie na plecy. Dobrze mi robi takie oderwanie się od wszystkiego i skoncentrowaniu się na sprawach tak najważniejszych na świecie jak to, czy pluszowy Reksio zjadł obiad, a katapulta daleko wyrzuca klocki. Warto spróbować.
3 Comments
Tedi
Mój synek właśnie woli bawić się sam (ma 10 miesięcy). Jak się z nim chcę bawić, to często szybko się denerwuje i zaczyna ciskać zabawkami. Mimo to woli jak siedzę koło niego. I tak może bawić się godzinami a ja siedzę i patrzę.
Anonimowy
Mój Niunia 21 miesięczny uwielbia bawić się ze mną. Sam czasem sie pobawi 10 min max.
Mio i Mao
Moja córka nie lubi się bawić sama, muszę jej niemal ciągle towarzyszyć, nawet w czasie karmienia młodszej. Czasami mnie zaskakuje i bawi się sama, ale trwa to zaledwie kilka minut :)