Obudziłam się dziś rano z Panienką śpiącą obok. Tak, jak to zazwyczaj bywa. Wstałam i poszłam obudzić Starszaka którego, ku swojemu zaskoczeniu, znalazłam nie w jego, a w Panienki łóżeczku. Zapytałam go, dlaczego nie śpi u siebie. Zaspany odpowiedział, że siostra poprosiła go w nocy, żeby przyszedł do niej. Poszłam obudzić Panienkę i powiedziałam jej „hej, a wiesz, że twój brat śpi w twoim łóżeczku?”. Otworzyła oczy i wymamrotała przeciągając się „tak, głaskał mnie”.

Bardzo mnie to rozczuliło. Pomyślałam, że to wspólne spanie naprawdę ma wiele wymiarów. To jest otwartość na potrzeby innych, czułość, opiekuńczość. Wiem, że są rodzice, którzy nie pozwalają dzieciom przychodzić do siebie do łóżka. Sypialnia to ich teren, tam odpoczywają. To ich prawo i ich życie. Ale czasami rodzi to we mnie smutek, bo zastanawiam się, co robią, gdy dziecko przestraszone snem chce do nich przyjść i się przytulić. Naprawdę mu na to nie pozwalają?
Powierzchnia na której śpimy teraz z Ojcem Dzieciom ma 120 centymetrów szerokości. Takie czasy nastały, takie mamy warunki, nic z tym na razie nie zrobimy. I kiedy budzimy się rano z dwójką dzieci, to bywa niewygodnie. Czasami bywa wręcz bardzo niewygodnie. Ale nie zawsze budzimy się w takim zestawie, a Panienka niedługo przestanie do nas przychodzić. A kiedy w sobotę obsiadają nas dzieci, to czujemy z Ojcem Dzieciom, że jakkolwiek trochę niewyspani, to jednak jesteśmy bardzo szczęśliwi. I to wspomnienie wspólnych nocy i poranków zostanie nam wszystkim na całe życie, jak balsam.
A jak się okazuje – w nocy przytulić może nie tylko rodzic. Czasem jest to brat.