Starszak szybko nauczył się, że w weekend rodzice muszą odespać, więc jeśli przed śniadaniem jest głodny – musi sobie coś samemu znaleźć. I od dawna już nie ma z tym problemu, wszystko co potrzebne jest w zasięgu ręki. Czasami się śmieję, że jest dzieckiem leniwej matki. Z tego lenistwa wynika też to, że szybko nauczył się samodzielnie ubierać (szczególnie w przedszkolnej szatni).
Kiedy byłam mała sporo podróżowaliśmy samochodem. Bez tabletów, odtwarzaczy mp3. Były wspólne śpiewy całą rodziną, słuchanie muzyki (dziecięcej? W życiu! Wysocki, Okudżawa, Młynarski, Soyka i co tam rodzice mieli. Te melodie to moje wspomnienie szczęścia.), zabawy w skojarzenia, w rymy, w „kto pierwszy zauważy…”. Czasami po prostu każdy patrzył w swoją stronę i oddawał się rozmyślaniom. Nie pamiętam, żebyśmy specjalnie marudzili. Po prostu – wchodziliśmy w tryb podróży.
Tom Hodgkinson napisał na ten temat książkę. Przewrotną, zabawną, momentami prowokującą i mądrą. Opisał w niej swój sposób na rodzicielstwo spokojne, wesołe, możliwie najbliższe naturze zaznaczając jednocześnie, że nie jest to poradnik tylko zapis jego doświadczeń, również błędów.
Hodgkinson, redaktor naczelny pisma „The Idler” i autor książek takich jak „Jak być leniwym” czy „Jak być wolnym” przekonuje, że dzieci nie korzystają wcale na tym, że rodzice zajmują się nimi cały czas, organizują im zajęcia pozalekcyjne i kupują co raz to nowe zabawki. A rodzinne wypady do wesołego miasteczka potrafią zrujnować najlepiej zapowiadający się weekend. Jego zdaniem dzieci najlepiej rozwijają się gdy zostawić je samym sobie, włączać do prac domowych (przemieniając je w zabawę) takich jak pranie, zmywanie, pielęgnowanie ogródka, a najlepszymi zabawkami są te, które wykona się samodzielnie, na przykład z drewna lub tektury.
Jeśli dać dzieciakom spokój, same znajdą sobie albo zmajstrują zabawki; zamiast szukać rozrywki w drogich gadżetach, produkowanych przez chciwy przemysł zabawkarski, rozwiną kreatywność.
Według Hodgkinsona dzieci powinny spędzać jak najwięcej czasu na zewnątrz, biegając z kolegami i koleżankami. Rodzice w tym czasie mogą zająć się sobą i swoimi sprawami.
Najlepsze, co matka może dać dzieciom, to własne szczęście, zadowolenie, satysfakcję i niezależność. To ma być dla niej podstawa i priorytet. Nie uważam bynajmniej, że ma być próżną i samolubną sybarytką: chodzi mi o istotność uczucia, które Rousseau nazywa amour propre, czyli pełna godności miłość własna, w odróżnieniu od amour de soi même, czyli egoizmu.
Często powtarzam, że długo karmiłam Panienkę piersią i spałam z nią w jednym łóżku również z lenistwa i wygody. Nie wyobrażałam sobie wstawania do niej w nocy albo rozważania, czy ma w diecie odpowiednią ilość mleka. Miała moje, a ja miałam o jedno zmartwienie z głowy mniej.
Procedury, oddzielne pomieszczenia, żelazne rygory karmienia i przewijania – to wszystko rzeczy wrogie rodzicowi na luzie.
Myślą przewodnią książki jest zapewnienie dzieciom szczęśliwego dzieciństwa, prawdziwie beztroskiego, a rodzicom świętego spokoju. Hodgkinson razem z partnerką i trójką dzieci zamieszkał w domu na wsi, by tam uprawiać warzywa, hodować zwierzęta i żyć z daleka od pędu miasta wierząc, że w ten sposób uda mu się zrealizować ten plan. Działało przez 12 lat, po których rodzina wróciła do Londynu. W książce autor kilkakrotnie powtarza, że kiedy dzieci są małe, lepiej jest mieć więcej czasu niż więcej pieniędzy.
Niektóre fragmenty tej książki mogą oburzać. Tom Hodgkinson jest jednak nieodrodnym synem Albionu – w książce jeśli mowa o muzyce, to tylko The Beatles, The Clash* i Crass, jeśli o jedzeniu, to grzanek, bekonu i fasolki, a jeśli o piciu, to piwa. Dlatego warto nałożyć na niektóre jego zdania równie brytyjski filtr Monty Python. Ale reszta to naprawdę bardzo ciekawe spostrzeżenia, pozwalające spojrzeć z dystansem na własne rodzicielstwo i cele, jakie sobie stawiamy jako rodzice. Autor ma jeden: nie zmarnować na pracę i zamartwianie się czasu, który można spędzić na przyjemnościach i zabawie z dziećmi po to, by mogły one potem powiedzieć „miałem szczęśliwe dzieciństwo”.
Polecam, to naprawdę ciekawa lektura.
Aha, autor pisze, że jest jedna książka o wychowaniu, którą warto czytać. To „W głębi kontinuum”.
Aha, autor pisze, że jest jedna książka o wychowaniu, którą warto czytać. To „W głębi kontinuum”.
Być rodzicem i nie skonać
Tom Hodgkinson
tłumaczenie Kamila i Robert Sławińscy
wydawnictwo WAB, 2013
*OT. The Clash to moim zdaniem najlepszy zespół na świecie.
2 Comments
aeljot
Ciekawa recenzja. Jeszcze o tej książce nie słyszałam więc pewnie po nią sięgnę.
Futrzak
The Clash to jeden z najlepszych zespołów na świecie.
Też tak sobie myśle że lenistwo rodziców pozwala dzieciom samodzielniać sie. Gdyby nie moje lenistwo moje dzieci nie potrafiły by tylu rzeczy będąc jeszcze w przedszkolu,( np ubieranie się,)
Pozdrawiam,!