Miesiączka to czas nieczysty, nieprzyjemny, krew miesięczna jest obrzydliwa i trzeba ją schować, miesiączkę zamaskować i udawać, że nic się nie dzieje.
Przed porodem kobietę się nim straszy. Że ból nie do wyobrażenia, że krew na ścianach, upokorzenie totalne, ale na szczęście, kochaniutka, jak zobaczysz bobaska to od razu o całym tym koszmarze zapomnisz.
W czasie porodu przy kobiecie jest lekarz. On odbiera poród. Kobieta często jest strofowana, że nie umie przeć, nie stara się, a jeśli nie da się naciąć, to dziecku coś grozi. Za głośno krzyczy, lekarz komentuje, że „dziecko to nie tylko seks, trzeba się też pomęczyć” (cytat z forum gazeta.pl), położna burczy „no i po co krzyczy?” (jw.).
Po porodzie można usłyszeć, że nie umie się karmić, że źle się karmi, że głodzi się dziecko, że trzeba podać butelkę. Mieszanka załatwi sprawę i wszyscy będą mieli spokój.
Ręka w górze, która z kobiet ma za sobą chociaż jedno takie doświadczenie?
Nie poradzicie sobie, miłe panie, bez pomocy specjalistów. Bez znieczuleń, bez mieszanki, bez tabelek z rozrysowaniem co do miesiąca czym karmić dziecko (kończy n miesięcy i cyk, może dostawać pietruszkę! cud!). Oni już dawno za was wszystko wymyślili, opracowali, a wy nie macie kompetencji, więc słuchajcie starszych.
Wiem, okropnie przerysowuję. Ale jest w tym, co piszę, sporo prawdy.
Feminizm, taki jakim ja go czuję, pozwala dążyć do sytuacji w której kobiecie oddaje się jej moc. Potrafisz rodzić. Potrafisz karmić. Twoje ciało, twoja krew są normalne i naturalne. Takie, jakie są.
Przy porodzie potrzebne jest życzliwe, profesjonalne wsparcie – abyś miała komfort pozwalający na wykorzystania całej swojej mocy.
Po porodzie wsparcie doświadczonej osoby pomoże ci karmić, bo twoje ciało to potrafi, a ty możesz wymagać tylko kilku wskazówek by sobie z tym poradzić.
Nie głupiejesz przed miesiączką. Masz prawo czuć się osłabiona, ale nie wpływa to na twoje zdolności intelektualne.
A teraz z zupełnie innej beczki.
Europejki w 2008 r. zarabiały 17,5% mniej niż mężczyźni.
Źródło. To nie jest fajne.
Ogólnopolskie Badanie Wynagrodzeń na rok 2010, przeprowadzone przez firmę Sedlak&Sedlak we współpracy z „Gazetą Wyborczą”, wykazuje, iż Polki na wszystkich szczeblach zarządzania zarabiały mniej niż mężczyźni. Różnica sięgała od 330 zł brutto miesięcznie w przypadku pracowników szeregowych, do 3000 zł brutto w przypadku stanowisk dyrektorskich. (Źródło)
Tym zajmuje się
Gender Mainstreaming, czyli strategia na rzecz równego traktowania kobiet i mężczyzn. Równa praca = równa płaca. To nie zjada polskiej rodziny, tylko ją wzmacnia.
W 2005 r. w Polsce kobiety stanowiły 97,1% biernych z powodu obowiązków rodzinnych i prowadzenia domu. Biernych zawodowo czyli tych, które na emeryturę liczyć nie mogą.
Przeciętne wynagrodzenie brutto kobiet w 2004 r. stanowiło 83,6% przeciętnego wynagrodzenia brutto dla mężczyzn.
Zróżnicowanie wynagrodzeń według płci było znaczne w przekroju terytorialnym — średnie płace kobiet w województwie śląskim były niższe o 20,6% od średnich płac mężczyzn, natomiast w województwie podlaskim — jedynie o 7,7%. (Dane GUS, źródło)
Płace kobiet w województwie podlaskim niższe o jedyne 7,7 %. Jedynie!
O gender będę jeszcze pisać, to pojęcie robi teraz niezłą karierę – bez zrozumienia jego sensu, wypaczając jego znaczenie. Teraz tylko rzuciłam kilka myśli. Bo jest o czym myśleć i jest co zmieniać. Moim życzeniem noworocznym są zmiany na lepsze. Mam dwoje dzieci, syna i córkę. Zadają pytania. Co mam powiedzieć mojej córce, gdy za kilka lat zapyta mnie, dlaczego kobiety zarabiają mniej?Tego życzę sobie, Wam, moim dzieciom. Równych szans, równego szacunku, równego wynagrodzenia. Niech kobiety będą dumne ze swojej kobiecości. Mężczyźni niech cieszą się swoją męskością. Te pierwiastki mogą się świetnie uzupełniać, ale nie muszą, nie ma obowiązku. Ważne, żeby wszystkim nam było dobrze. I tego sobie życzmy nawzajem.
3 Comments
Paula G.
Święte słowa! Wszystkiego naj w Nowym! :)
Mo bloguje
Może mam szczęście, ale nigdy nie spotkała mnie żadna z tych rzeczy, nigdy nikt tak bezpośrednio do mnie nie powiedział.
Anonimowy
Osobiście mam alergię na słowo "gender". Może w pierwotnym założeniu niesie w sobie sens chociażby
równości płac kobiet i mężczyzn na tym samym stanowisku (wykonujesz to samo – dostajesz to samo), ale prawda jest taka, że obecnie podczepia się pod nie całą masę szitu mówiąc ogólnie o równości, która mi częściej kojarzy się z UJEDNOLICANIEM, zacieraniem granic między płciami. Po co?! Dla mnie piękne jest to, że jesteśmy różni! Nie ma sensu utykanie kobiet tu i tam, bo gdzieś jest ich za mało.
Nawiasem: byłam kilka lat temu na genderowskim szkoleniu, gdzie padł przykład wówczas odremontowanego Krakowskiego Przedmieścia w Warszawie. Otóż powstał tam (nie sprawdzałam czy nadal jest) problem wysokich krawężników, które utrudniają przemieszczanie się matkom z wózkami. Zdaniem prowadzących, gdyby w komisji przetargowej była kobieta, "z pewnością zadbałaby o to, żeby do takiej sytuacji nie doszło"… A ja twierdzę, że gucio-prawda! Mogłoby trafić na babę, która nigdy z wózkiem nie spacerowała. Jak dla mnie wystarczyłby facet, który jest kochającym mężem, słuchającym czasem żali swojej żony tarabaniącej się z wózkiem przez świat, albo po prostu osoba na wózku inwalidzkim. Płeć nie ma tu znaczenia. Jedynie szerokość horyzontów!
A tak na zakończenie: jak już odłożę na bok kwestie homoseksualne (w końcu to też podpina się pod gender'owską równość), to trochę zawiewa mi starym hasłem "kobiety na traktory!". Nie brzmi podobnie? W końcu chodzi o równość…
Pozdrawiam, Ola