Bardzo lubię jeść. Lubię poznawać nowe potrawy, nowe smaki. Uwielbiam w jedzeniu to, że poza odżywianiem daje też przyjemność czysto zmysłową. Uwielbiam gotować, wyrabiać ciasto, mieszać, zanurzać palce w sypkiej kaszy. Lubię rozetrzeć na dłoni nieco garam masala albo dusić cebulę i cieszyć się zapachem. Tak, zdecydowanie, jedzenie to przyjemność.

 Dosyć późno zaczęłam zastanawiać się nad zdrowotnym aspektem odżywiania. Kilka lat temu przeszłam na dietę Dukana ( to naprawdę zdrowa, rozsądna dieta, należy tylko czytać ze zrozumieniem, serio) i wtedy zaczęłam czytać o odżywianiu. To był świetny czas, odzyskałam smak, stłumiony przez nieprzemyślaną dietę. Po Dukanie moje odżywanie zaczęło się zmieniać. Zmniejszyłam ilość mięsa w diecie. Zaczęłam na śniadanie jeść owsiankę z bakaliami, nauczyłam się korzystać z siemienia lnianego (kwasy omega3!) i tym  podobnych. W ciąży powoli odstawiałam mięso, a po urodzeniu Panienki stwierdziłam, że muszę naprawdę jeść zdrowo, skoro mała ma być karmiona zgodnie z BLW. Chyba ostatni kawałek mięsa zjadłam w szpitalu, jakieś dwie godziny po porodzie. Byłam tam głodna, że zjadłabym wszystko i podobno byłam jedyną osobą na oddziale, która ten żylasty kotlet zjadła w całości. Ja byłam wtedy zachwycona ;)
W czasie sobotniego spotkania Klubu Mam Ekspertek, do którego należę, tematem było właśnie zdrowe odżywianie. Nie ukrywam, że jestem zawsze mocno wyczulona na to, co przekazują dietetycy. Nie wiem, jakie są programy nauczania na kursach i studiach dietetyków, ale za każdym razem słyszę o sztywnym planie wprowadzania pokarmów do diety niemowląt. W każdym razie dietetyczka z eat&fit poza wspomnieniem rzeczonego planu opowiadała ciekawie i sensownie. I cieszę się, że nie dowiedziałam się niczego nowego :)
Przed pogadanką o jedzeniu obejrzałyśmy prezentację Thermomix’u. No cóż. Słono trzeba płacić za czyste ręce i wolny czas. Na szczęście lubię się pobrudzić przy gotowaniu…Trzeba oddać sprawiedliwość – sorbet truskawkowy wyszedł przepyszny. Starszak, którego wyjątkowo zabrałam ze sobą, obejrzał dwa odcinki serialu dla dzieci „Leniuchowo”, gdzie Sportacus z wąsikiem a la muszkieter pokazywał, że ruch jest fajny, a cukier niekoniecznie. Starszakowi się podobało, mi też – idea serialu słuszna. Nie przemówiła do mnie tablica z naklejkami do nagradzania dziecka za zjedzenie owoców. Nie nagradzam dzieci, a już na pewno nie za zjedzenie czegoś. Na koniec spotkania poznałam kosmetyki Alpaderm, olejek pachnie przepięknie, kusząco i chętnie przyjęłabym wodę toaletową o tym zapachu!
Wróciliśmy do domu z owocami. Z przyjemnością zajrzałam do szafki, gdzie stoją obok siebie słoiki z sezamem i siemieniem lnianym, na parapecie słoik z kaszą jaglaną, obok rodzynki, a do tego pestki słonecznika, wiórki kokosowe, orzechy. To stałe elementy śniadania całej rodziny. W lodówce włoszczyzna i buraki – staramy się jeść sezonowo i lokalnie. Polecam tę tabelę! W innej szafce peczak, dwa rodzaje kaszy
gryczanej, kasza jęczmienna… Jest nieźle. Nie odżywiamy się idealnie, nasza dieta ma wiele wad i sporo trzeba dopracować. Czasami wygrywają grzanki z żółtym serem, czasem ciastka ze sklepu. Ale cieszę się, że Panienka zjadła dziś na kolację miseczkę pęczaku i było to dla niej najnormalniejsze na świecie.
Następne spotkanie KME dopiero w styczniu. Szkoda, lubię soboty z tymi energetycznymi, wesołymi kobietami.