Paweł Zawitkowski nauczył mnie zmieniać pieluchy. Naprawdę. Kiedy byłam bardzo młodziutką przyszłą mamą, zieloną jak szczypiorek na wiosnę, kupowałam masowo gazetki dla rodziców. To było moje podstawowe (w zasadzie jedyne) źródło wiedzy o ciąży, porodzie i opiece nad dzieckiem. Pamiętam z jaką uwagą studiowałam ilustrowaną zdjęciami instrukcję pt. Jak sprawnie zmienić pieluchę. Na fotografiach jak zwykle uśmiechnięty Paweł Zawitkowski sprawnie przewijał spokojnego malca, a ja starałam się zapamiętać każdy zaprezentowany gest. Uwierzycie, że bardzo mi się to przydało?
Nie sprawiło to jednak, że kupiłam którąś z jego książek. Nie wydawały mi się przydatne. Kiedy jednak pojawił się na spotkaniu Klubu Mam Ekspertek do którego należę i stwierdziłam, że całkiem rozsądnie mówi, z ciekawością przyjęłam najnowszą publikację „MAMO TATO co ty na to? 3″. Szczególnie spodobała mi się jego uwaga, że połowa dzieci wysyłanych na zajęcia terapii SI powinna raczej trafić na podwórko, w okolice trzepaka. I właśnie czegoś takiego oczekiwałam od tej książki.
© Koralowa Mama
Jest to poradnik – kompendium wiedzy. Podzielony na cztery główne części został skonstruowany w prosty sposób: pytanie – odpowiedź. Są to rozmowy Pawła Zawitkowskiego i Joanny Szulc z gronem specjalistów – lekarzy, terapeutów, położną. Można tu znaleźć pytania, jakie rodzice najczęściej zadają w czasie wizyt, np. co zrobić, jeśli dziecko pomija jakiś etap, na przykład raczkowanie? Co robić przy powracającym rumieniu pieluszkowym? Czy niemowlęciu, które zaczyna chodzić trzeba zakładać buty? I tak dalej, i tak dalej. To pytania banalne, typowe – i zadawane ciągle, przez kolejnych młodych rodziców. Goście Zawitkowskiego odpowiadają obszernie, wyczerpująco. To, co podoba mi się w tej książce to duża dawka rozsądku. Stawianie na swobodny rozwój dziecka, ruch, spokoje obserwacje bez wpatrywania się w tabelki.
Dobry jest rozdział na temat karmienia piersą, gdzie wypowiada się neurologopedka. Ciekawy i w sumie rzadko omawiany temat życia dziecka i zwierząt domowych pod jednym dachem został bardzo wyczerpująco omówiony w osobnym rozdziale. Mój chyba ulubiony rozdział przypomina o zośce, grze w gumę i skakance. Ruch, zabawa i profilaktyka wad postawy oraz otyłości są tu świetnie omówione, to ewidentnie konik Zawitkowskiego.
Jest jednak kilka spraw, które mi się nie podobają. W rozdziale dotyczącym wprowadzania nowości do diety niemowlęcia nie ma ani słowa o możliwości karmienia zgodnie z BLW. Można za to przeczytać, że w okolicach 9 miesiąca część posiłku może już być rozdrobniona widelcem. Dla bardzo wielu rodziców rodziców, których 7-miesięczne dzieci zajadały się różyczkami kalafiora czy kawałkami cukinii takie zdanie może być po prostu zabawne. Byłoby lepiej, gdyby zaprezentowano różne opcje, nie tylko jedną. Inna sprawa to noszenie w chustach. W krajach, w których noszenie ma dłuższą tradycję, na przykład w Niemczech, gdzie noszone dzieci noszą teraz swoje maluchy, ortopedzi i pediatrzy od dawna chwalą chustowanie, również noworodków, również w pionie. Żeby wiedzieć, jak zachowuje się ciało małego dziecka w chuście trzeba po prostu nosić. Nie ma mowy, o obciążeniu kręgosłupa czy stawów biodrowych gdy dziecko jest dobrze zawiązane.
Kolejna rzecz, która mnie trochę zbulwersowała, to wypowiedź pani neurolog na temat wspólnego spania z dzieckiem. Mam wrażenie, że pani wyszła znacznie poza swoje kompetencje podnosząc kwestię życia erotycznego rodziców w tym kontekście. Nie wiem, jaki ma to związek z neurologią, ale dla niewtajemniczonych – rodzice, którzy śpią z dziećmi w jednym łóżku mają bogate i urozmaicone życie seksualne (stół w kuchni, podłoga w drugim pokoju, wanna itd.). Inna sprawa, że cała masa rodziców kładzie wieczorem dziecko do osobnego łóżeczka, a idąc spać później zabiera malca do siebie – tak robiliśmy my i było to dla nas najlepsze rozwiązanie. Pani neurolog pisała też o trudnym i bolesnym procesie odzwyczajania dziecka od spania z rodzicami. Trudno powiedzieć, jakie są jej doświadczenia w tej kwestii, ale w tym temacie odsyłam do Searsów i ich książki „Zasypianie bez płaczu”.
Podsumowując – książka porusza bardzo wiele wątków, niektóre omówione są świetnie, niektóre gorzej. Myślę, że młodzi rodzice, w których głowie rodzą się kolejne pytania mogą być usatysfakcjonowani, zwłaszcza, że książce towarzyszy płyta z filmem. Jeśli jednak miałabym komuś polecać tę książkę, to tylko i wyłącznie do czytania w parze z „Poradnikiem dla zielonych rodziców”. Znacznie mniejszym, ale równie bogatym w treści opracowaniem, gdzie również gośćmi są specjaliści – chociaż na temat noszenia w chustach i jedzenia mówią zupełnie coś innego. Warto znać różne punkty widzenia i podjąć samodzielną decyzję, które rozwiązanie się wybiera.
4 Comments
Mio i Mao
Mam dwie pierwsze części i bardzo lubię do nich wracać. Czas się wybrać do księgarni.
chcechcechce-to
Załuję, że nie zakupiłam wczesniej tych pozycji bo teraz przy rocznym dziecku wydaje mi się, że będą mało przydatne. Ale moze przekartkuję w Empiku książeczki i zobaczę czy się mylę:)
porady-mamy.pl
Druga część książki zdecydowanie dla dziecka około 2 lat aż do starszaka :) Serdecznie polecam
Justyna Krzysztof
Książki nie testowałam, ale na pewno jest super :)
Zapraszam na swojego nowego bloga http://zosiulinkowo.blogspot.com/
Oczywiście obserwuję :)