Chciałabym pokazać innym matkom, innym rodzicom, że pewne rozwiązania są fajne, naturalne, wygodne i normalne. Że da się, po prostu. Na przykład karmić piersią w przestrzeni publicznej. Robiłam to zawsze. Zawsze wtedy, kiedy Panienka wymagała nakarmienia – karmiłam ją. Nie chowałam się po kątach, ale i nie afiszowałam. Tak samo jak nie afiszuję się z jedzeniem kanapki, ani z nią nie chowam. Siadałam tak, by było nam wygodnie, przystawiałam Panienkę do piersi i narzucałam sobie na bok chustę. Żeby zasłonić, ale raczej nie pierś, tylko ten kawałek brzucha i pleców, który lubi sobie wystawać jak się podciągnie bluzkę do karmienia. Pierś była i tak zasłonięta – dzieckiem, jego rączką, moją dłonią.
Czasami ktoś zauważył, że karmię. A ja specjalnie trochę się rozglądałam i napotykając zaciekawione spojrzenie, odpowiadałam uśmiechem. Mam nadzieję, że ktoś widząc nas dwie, rozluźnione i spokojne w tej najnaturalniejszej z sytuacji, pomyślał, że karmienie piersią jest w porządku. I że publiczne karmienie też jest w porządku.
Nosząc Panienkę w chuście, a potem w mei taiu, napotykałam jeszcze więcej ciekawych spojrzeń i spotykałam się (nadal się spotykam) z licznymi komentarzami. Pomijając negatywne i krytyczne (dotyczące wszystkiego, od groźby kalectwa po wystające z chusty sine, zmarznięte nóżki bez skarpetek, a jest tylko 25 stopni!). Z Panienką bywamy tam, gdzie nas poniesie. Noszenie jej to bajecznie ułatwia, bo naprawdę żadne krawężniki, schody i dziury w chodnikach nam nie straszne (chociaż mogłoby ich nie być…). I pokazujemy w ten sposób innym rodzicom, że posiadanie dziecka nie ogranicza. Że można iść na spacer trzymając się za ręce, że można wpaść na imprezę, pójść na zakupy lub po prostu normalnie korzystać ze środków transportu publicznego. I wszystko działa.
Najbardziej lubię zakładać MT w pociągu. Serio, zwłaszcza, kiedy jestem z Panienką sama. Wrzucam ją sobie na plecy, ona współpracuje, a potem z gracją wysiadamy z pociągu. Czuję się trochę jak w kinie objazdowym, albo jak na scenie. Wszystkie spojrzenia na nas. Na początku trochę się krępowałam, teraz nawet mnie to bawi. I myślę sobie „a może ktoś pomyśli, że to noszenie to fajne jest i też spróbuje albo komuś znajomemu podpowie?”.
Chociaż najbardziej na świecie chciałabym, żeby karmienie piersią i noszenie dziecka było czymś tak normalnym i powszechnym, że nikt by na to nie zwracał uwagi…
7 Comments
visenna
Dziś spędziłam z 3-miesięcznym synkiem 5h w przychodni przyszpitalnej. Karmienie piersią było nie lada atrakcją, ale raczej w sensie pozytywnym. Zresztą przyzwyczailam sie już do gapienia na mnie, karmie na placu zabaw, w parku. Wszędzie tam, gdzie jesteśmy ze Starszakiem i z Młodym. Nie doczekalam sie negatywnych komentarzy, jets tylko ogromne zainteresowanie.
lili
Jeszcze nie karmiłam publicznie, bo jakoś tak wyszło, że chodzimy tylko na spacery, a jak idziemy do przychodni to Mała jest najedzona. Muszę przyznać, że trochę się boję tego pierwszego razu. Nie chce żeby ktoś mi zwrócił uwagę czy coś:/
Planuje nosić Małą w chuście. Jestem na etapie szukania warsztatów, bo wiązanie wydaje się być czarną magią.
agnieszka
ja teraz oswajam się z karmieniem publicznym ''dużego'' dziecka (lat 2,2). to znaczy nie ja się oswajam a ludzie dookoła :) ktoś musi nieść oświecenie :)) i potwierdzam – chusta jest niezbędna do krycia nerek i boków – chyba że ktoś lubi pokazywać :)
co do noszenia; pamiętam ten moment jak dziś – lotnisko krajowe w krakowie, poczekalnia pełna, samolot opóźniony ponad godzinę, mój 4 miesięczny wtedy syn ma porę snu i zaczyna popłakiwać. wyciągam 4,7 metra barwnej szmaty, robię nią wymachy i oploty (ludzie zastygli w bezruchu, słychać przełykaną ślinę), wkładam syna w chustę, dociągam, siadam, biorę książkę, synek zasypia. ludzie zaczynają się poruszać, słychać brawa których nikt nie bije ;), czuć ulgę,ze nie będzie wrzeszczącego dziecka :) potem podchodzi do mnie pani azjatka i gratuluje częstując czekoladą ;)
chwialko
ja nazywam samą siebie "skazaną na uśmiech". idę z synem w chuśćie – wszyscy się uśmiechają (nawet licealiści zaczęli się za mną oglądać :), karmię – wszyscy się uśmiechają i choćbym była mega wkurzona to wypadałoby się odwzajemnić :D
chwialko
a no i jest rada na obnażony brzuch – głęboki dekolt.
Aleksandra
ale wtedy ma się obnażony dekolt :))
Anonimowy
Moja Mała ma już 2 latka. Wczoraj pożegnałam się z moją chustą (taka sama zresztą jak u góry tylko kolor jaśniejszy) ale nie powiem że było łatwo. tyle wspomnień. Podarowałam ją siostrze i teraz ona zaczyna przygodę. Pamiętam najbardziej jak spacerowałam małą po wsi to o dziwo te starsze kobiety ( coś koło 80-90 może) wspominały jak to one "zarzucały" swoje dzieci na plecy i ruszały w pole pracować. I to było takie fajne, pozytywne posłuchać, że mama chociaż nie mniej zapracowana niż dzisiaj spędzała z maleństwem prawie cały dzień. Ale przeważnie większość biadoliła że mała taka pokrzywiona, biedna, ściśnięta i bez powietrza, że na pewno będzie miała krzywy kręgosłup, złapie przeziębienie (bo za słabo ubrana, nóżki gołe i chustka na głowie zamiast czapki – przecież uszka przewieje) nieodpowiedzialna matka! A wychodzenie w niepogodę pod parasolem toż to herezja, od czego jest wózek i nylonowe osłony przeciwdeszczowe ??? bez komentarza ale całe szczęście mała ma się dobrze, przez te dwa latka (odpukać) jeszcze ani razu nie zachorowała, nie licząc ząbkowania kiedy pojawił się 3 razy katarek który trwał 2 dni aż ząbek się nie przebił. Ale z "chustowania" zostało nam coś fajnego – mała – "M. chce pośuchać jak bije śejduśko"
M.