Zauważyliście, że ludzie nie mają zazwyczaj problemów z podzieleniem się informacją, że przeszli właśnie ciężką grypę żołądkową? A przecież oznacza to tyle co „przez ostatnie kilka dni na zmianę wymiotowałem i robiłem rzadkie kupy!”. To jest w porządku – grypa żołądkowa, wiadomo, ludzka rzecz. Jak kupa.
Ale czy zauważyliście, żeby kobiety w mieszanym gronie mówiły z podobnym luzem „nie poszłam do sauny bo miałam miesiączkę” albo „właśnie mam okres, zjadłabym trzy tabliczki czekolady na raz!”. Tym, że ktoś miał, ma lub będzie miał miesiączkę nikt się nie chwali. O grypie żołądkowej jakoś łatwiej się wszystkim rozmawia niż o comiesięcznym krwawieniu. Z jednej strony zapewne chodzi o krew, a z drugiej o przypisaną kobiecie miesiączkującej słabość, niestałość nastroju…
Ciekawe.
W telewizji krew miesięczna nie istnieje – jest tylko niebieski płyn. Mój syn zrobił bardzo, bardzo duże oczy, kiedy uświadomiłam go, że krwawię i że to jest normalne. Obawiam się, że on naprawdę myślał, że to coś jest niebieskie. No, ale to mały chłopiec, życia nie zna. Kiedy byłam mała dowiedziałam się od swojej mamy, że miesiączka to nic fajnego, trzeba się jakoś przemęczyć te pierwsze dwa dni.
Teraz, kiedy moja córka jest mała, kupię „Małą książkę o miesiączce” i postawię na półce. Może sięgnie po nią syn, a może dopiero Panienka. Niech stoi i czeka, nie zmarnuje się.
Jakoś udało mi się nie nabrać obrzydzenia do krwi miesięcznej i niechęci do miesiączki. Może dlatego, że nigdy nie cierpiałam jakoś szczególnie, ból w czasie miesiączki pojawiał się, ale nie wyłączał mnie z życia. Kiedy zaczęłam nabierać świadomości, poczułam, że określenie „te dni” i kreowanie miesiączki jako coś, co trzeba pokonać mi się po prostu nie podoba.
W reklamach tamponów i podpasek podkreśla się, że miesiączka to czas dość beznadziejny, ale spokojnie, damy radę, wystarczy użyć tamponów firmy Ą i już można skakać ze spadochronem. No więc generalnie nie mam nic przeciwko skakaniu ze spadochronem, wręcz przeciwnie, ale odkąd bliżej mi do swojego ciała i odkąd prowadzę obserwacje, czuję, z tym skakaniem to fajnie jest się w czasie miesiączki wstrzymać.
Tak, jak w czasie okołoowulacyjnym dostaję kopa energii i mogę zrobić wszystko, a moja wydajność w pracy i w życiu wzrasta, tak w czasie przed miesiączką najchętniej bym się schowała przed światem. A w czasie krwawienia wyciszam się – pierwsze dwa dni to czas spokoju. I chociaż funkcjonuję normalnie, nie mam wyboru, to staram się nieco zwolnić. Kiedy czuję ból, wydycham go z siebie (zupełnie, jak w czasie porodu, ta sama technika), głaszcząc się jednocześnie po brzuchu. Moja uwaga kieruje się do wewnątrz, staram się zrelaksować i kierować pozytywną energię w stronę macicy. Myślę o niej czule, jak świetnie sobie radzi. Jak świetnie radzi sobie moje ciało, mój cały organizm, to dobrze nastrojony mechanizm.
Wierzę, że pozytywne nastawienie do miesiączki może wpłynąć na jej przebieg – zmniejszyć ból i dyskomfort (jak z porodem…). Miesiączka to sygnał, że zakończył się cykl, wszystko działa. To dobry znak,a nie dopust boży. Oczywiście, jeśli kobieta cierpi na endometriozę, zaburzenia hormonalne lub choroby w obrębie miednicy mniejszej, to sama zmiana nastawienia nie wystarczy. Czasami trzeba sobie pomóc – dużo porad podaje Christane Northrup w swojej cudownej książce, którą powinna mieć każda kobieta. W Polsce dostępne są ziołowe środki z wyciągiem z agni casti. Łagodnie ale skutecznie regulują cykl, zmniejszają objawy napięcia przedmiesiączkowego, bóle menstruacyjne. W wielu, chociaż nie wszystkich, przypadkach mogą pomóc.
Jeśli jest taka potrzeba – warto sobie pomóc, chociaż niekoniecznie od razu wchodzić z pigułkami, co lubi wielu ginekologów traktując sztucznie regulowane krwawienia jako receptę na wszelkie problemy z cyklem (kiedy boli ząb bierzemy przeciwbólowe, przestaje boleć, ale czy źródło zniknęło? przestaniemy brać, znowu boli… nieregularne miesiączki często wracają po odstawieniu pigułek.). Warto poszukać innych metod – zmiany diety, suplementacji, warto na pewno zbadać hormony. I przede wszystkim – myśleć czule o swoim ciele i o swojej miesiączce.
Nie warto udawać, że miesiączki nie ma – bo tracenie kontaktu z własnym ciałem nikomu nie służy. Warto się w nie wsłuchać. I pokochać to, jak działa.
9 Comments
Daga
O jakiej książce Christane Northrup wspominasz?
Aleksandra
http://koralowamama.blogspot.com/2012/03/ciao-kobiety-madrosc-kobiety.html Mój poradnik domowy :)
Daga
Dzięki :) Od niedawna czytuję Twojego bloga i staram się także archiwalne posty przeglądać, ale do tych z przed roku pewnie nieprędko dotrę.
PaniPa
Fajny post :)Muszę się zagłębic w twojego bloga :)
pozdr
p.
Truscaveczka
"Ale czy zauważyliście, żeby kobiety mówiły z podobnym luzem „nie poszłam do sauny bo miałam miesiączkę” albo „właśnie mam okres, zjadłabym trzy tabliczki czekolady na raz!”. Tym, że ktoś miał, ma lub będzie miał miesiączkę nikt się nie chwali. O grypie żołądkowej jakoś łatwiej się wszystkim rozmawia niż o comiesięcznym krwawieniu."
No właśnie zauważyłam. Mało znam kobiet, które mają opory, mówiąc szczerze.
Aleksandra
:)
Anonimowy
w każdej grupie jakiej byłam zawsze rozmawiałysmy o okresie. że czekoladę się zjadlo, że cały dzień przeplakalo bo pms sprawia,że życie boli. O krwawieniu też rozmawiałysmy o zalewach, bólach brzucha i skurczach macicy. Zgadzam się że tv kłamie ale uważam że nie trzeba oglądać ani dzieciom udostępniać.
Anonimowy
przepraszam że anonimowo. pisze z telefonu a nie pamiętam hasla google. wieczorem się zaloguje i podpisze. pozdrawiam.
Joanna
Podpisuje się :)