Jestem już w zasadzie chustową emerytką. Panienkę nosimy cały czas, a jakże, ale głównie w naszym MT. Chustę wyciągam z szafy bardzo rzadko i głównie ze względów sentymentalnych. No i nie da się ukryć, jak sobie Panienkę wsadzę do chusty, to naprawdę czuję się, jakbyśmy były jednym organizmem. MT jakoś tego nie daje, nie wiem czemu. W chuście Panienka jest naprawdę blisko, tak cudownie blisko.

 
A jeszcze nie tak dawno zaczynałam…
 
Przygodę z chustowaniem warto zacząć od kupienia chusty :) Pożyczyć można, ale nie ma to jak własna szmata. Kiedy jest się początkującym chustorodzicem, warto kupić chustę używaną. Nie tylko ze względu na cenę (to oczywiście też jest zaleta, ale są chusty, które nie tanieją, wręcz przeciwnie ;)). Chusta używana jest złamana, czyli miękka, materiał inaczej pracuje jak w przypadku chusty prosto z tkalni. Chustę złamaną łatwiej zawiązać, dociągnąć – a to bardzo ważne w czasie nauki.
Ja kupiłam swoją chustę na forumowym bazarku. Polecam, bo tam zawsze doradzą.
 

Jaka chusta?

 
No tak, ale żeby kupić, trzeba jeszcze wiedzieć co. Chusta to nie zawsze znaczy to samo ( rany..).
Są chusty tkane i elastyczne, kółkowe i pouche. I inne… Niektórzy mówią, że zupełni początkujący rodzice noworodka powinni kupić chustę elastyczną – bo najłatwiej zamotać malucha. Być może, nie próbowałam, z jednego powodu. W chuście tkanej można nosić aż się człowiekowi odechce, niektóre poniosą i kilkanaście kilogramów dziecka. W elastyku można pociągnąć może do 4 miesięcy maksymalnie. Potem robi się niewygodnie i ciężko. Elastyk ma też tę wadę, że nie jest tak uniwersalny. W chuście tkanej można nosić na plecach, na boku, na brzuchu w różnych pozycjach. Wiązań jest mnóstwo. Elastyk nie daje takich możliwości po prostu. No a jak szaleć, to szaleć. Ja, jako osoba z natury oszczędna, zaplanowałam sobie, że jedno dziecko = jedna chusta. I to ma być zakup porządny, raz a dobrze.
 
Chusty tkane dzielą się na kolejne podgrupy (wspaniały materiał dla kolekcjonerów). Bawełniane, mieszanki, jedwab, len, wełna… Co kto lubi. Każda z tkanin ma swoje właściwości, swoje zalety i wady. Ma też grono wyznawców lub wrogów ;) Ja postanowiłam kupić pewniaka, czyli chustę bawełnianą, bez domieszek. Gładką, bo wtedy pasy mi się nie podobały. Czerwoną jak wóz strażacki (właśnie mnie olśniło – może to dlatego ulubiony kolor Panienki?). Odsyłam do forum chustowego, tam możecie poczytać długie i namiętne dyskusje na temat wyższości lnu nad wełną itd.
 
 

Nauka wiązania

 
No dobrze. Macie chustę. Po wyjęciu z pudełka materializuje się to 0,7 x 4,2 m, albo ile tam się kupi (długie lepsze na początek). Nagle się okazuje, że to jest BARDZO dużo materiału. Moja pierwsza myśl na widok chusty to „i co ja teraz z tym zrobię??”. Ale byłam w zaawansowanej ciąży i byłam bardzo zdeterminowana. Dałam radę. Za pomocą filmów instruktażowych i instrukcji w zdjęciach. Wiązałam misia – chociaż po to, żeby oswoić te metry, nie potykać się o nie, przećwiczyć kolejność ruchów. Zmiany pieluszki, kiedy byłam małolatą w pierwszej ciąży, uczyłam się z instrukcji obrazkowej Pawła Zawitkowskiego zamieszczonej w jakimś pisemku. Da się ;)
 
 
Oczywiście można i chyba wręcz powinno się odbyć przeszkolenie przez certyfikowaną doradczynię lub certyfikowanego doradcę chustowego. To osoba o wiedzy praktycznej i teoretycznej która nauczy, doradzi i jeszcze opowie o budowie stawów biodrowych i dlaczego noszenie w chuście jest zbawienne dla panewki biodrowej noworodka. W większych miastach ciągle pojawiają się jakieś kursy i szkolenia, są doradcy indywidualni. Wszystko sobie można, Mili Państwo, wygooglować.
 
 
Panienkę zamotałam po raz pierwszy kiedy miała 4 dni. I wyglądało to tak.
 
 
 
Stopa Panienki kończyła się sporo wyżej niż jej za długie ubranko ;) Nie mogę uwierzyć w to, że osóbka, która wczoraj w 2 minuty wmłóciła łyżką talerz zupy mówiąc „pyszne!” to ta sama postać, co na zdjęciu… Do rzeczy. Trochę się wtedy spociłam, ale nie wyszło najgorzej. Musiałam jeszcze poćwiczyć składanie lekkie górnej krawędzi tak, by zrobić „kołnierzyk” usztywniający karczek, musiałam poćwiczyć dociąganie i wygładzanie chusty na pleckach, no ale to drobiazgi były. Najważniejsze, że mi się udało i że się nie bałam. Dziecko nie wypadnie :) Jak wiadomo, ćwiczenie czyni mistrza, więc potem było co raz lepiej. A jak już się nauczyłam wiązać pewnie z przodu, to zamarzyłam o plecach… Tak, chustowanie to jest coś.
 
O zaletach chustowania jeszcze napiszę, bo to materiał na długi post.