Cesarskie cięcie to poważna operacja brzuszna. Wspaniała operacja ratująca życie matki, dziecka lub obojga.

W miesięczniku dla pań pojawił się tekst o cesarskim cięciu. A dokładniej – cesarkach na życzenie. Jeszcze dokładniej – wielka reklama i gloryfikacja cesarki na życzenie kobiety. Cięcie w wybranym terminie i pod lekarską kontrolą – doskonały wybór nowoczesnej, światłej kobiety. I kilka słów o porodach naturalnych, rozerwanych tkankach, traumie i żylakach.

Myślałam długo, jak to ugryźć. Mogłabym napisać sporo o tym, że kobiety po cesarce są, statystycznie, dwa razy bardziej narażone na rehospitalizację (głównie z powodu babrzącej się rany po cięciu) a siedem razy bardziej narażone na śmierć przy porodzie (statystyka amerykańska). Mogłabym napisać też o tym, że dzieci po cesarce częściej statystycznie mają potrzebę terapii SI oraz zapadają na astmę.
Ten cały proces ugniatania dziecka skurczami, przeciskania przez kanał rodny – to wszystko jest po coś. Stąd na przykład to SI.
No mogłabym długo, ale nie będę, bo to wszystko już zostało napisane i kto chce, to znajdzie.

Ja mam kilka innych refleksji. Jak powiedział pewien lekarz, jeśli kobieta tak się boi porodu, że żąda cesarki, to potrzebna jej nie operacja, a edukacja. Po prostu. W rzeczonym tekście jedna z mam mówi, że jedynym problemem było to, że nie miała pokarmu po porodzie, ale uff, pojawił się po dwóch dniach. W ten sposób owa pani, dumna ze swojego światłego wyboru cesarki na życzenie, obnażyła swoje braki w wiedzy. To, że pokarm właściwy napełnia piersi w kilka dni po rozwiązaniu, to zupełna norma. Wcześniej jest siara, liczona często w kroplach. Inna z kobiet opowiadała, że w ciąży omijała w poradnikach rozdziały dotyczące porodu…

Ale co mnie boli najbardziej? PATRIARCHAT! Tak tak, nie przecierajcie oczu. Oto pani, żona położnika, urodziła dwóch synów przez cc. Albowiem jej mąż, bóg w kitlu, chciał mieć kontrolę nad narodzinami synów. No to pociął żonę. Ubezwłasnowolnił ją, odebrał jej moc rodzenia. Coś, co jest najbardziej pierwotną umiejętnością kobiet! Nie ma nic bardziej kobiecego niż zdolność wydania dziecka na świat. Ale oto przyszedł położnik i zupełnie jak w skeczu Monty Pythona, ogłasza: nie masz kwalifikacji! Dochtór wie lepiej jak rodzić.

Okropne jest to, jak kobiety oddalone od swojego ciała, od swojej seksualności (tak!) nie wierzą w siłę, jakie to ciało ma. Nie są w stanie zaufać sobie i swojej mocy. Oddają wszystko lekarzom, którzy namawiają je do tego twierdząc, że to bezpieczniejsze… Smutne to.

Rozumiem, że lekarze, który tną krocza, podłączają do ktg, kładą kobiety na plecach i każą przeć na siłę itd uważają, że poród jest straszny i niebezpieczny. Gdyby nie traktowali porodu jak choroby, gdyby pozwolili kobietom po prostu rodzić – nie uważaliby cesarki za najlepsze rozwiązanie.

Piszę nieskładnie, bo dużo myśli kłębi się w mojej głowie. Ale to, co chcę przekazać, mieści się w jednym zdaniu – kobiety, uwierzcie w siebie i swoją siłę. 


Aha, jak patriarchat, to feminizm i wolny wybór. Tak, jestem za wolnym wyborem. Ale nie wierzę w to, że kobieta znająca swoje ciało, czująca je, wierząca w swoją siłę wybierze cesarkę.

p.s. panie, które w tekście mówią, że wariatki dumne z porodu naturalnego tłumaczą się, próbują znaleźć sens w swoim cierpieniu, ale go nie ma. Mogłabym odbić piłeczkę mówiąc: wiecie już, że cc na życzenie nie jest mądrym pomysłem, ale tłumaczycie się, próbujecie znaleźć w tym sens. ;)

p.s.s. znam kobiety, które nigdy nie dotykały swojej szyjki macicy! ej, dziewczyny – ona jest wasza, zaprzyjaźnijcie się z nią, a przez nią, z całym swoim ciałem. Ono jest mądre, tylko trzeba go słuchać. Rodząc też!