Aha, wzrok Państwa nie myli, mili Państwo.
Wpadłam ja do Starb na kawę, uchetana po sesji jogi niemożliwie, nigdzie dalej bym nie dotarła, jestem początkującą joginką, a tam było najbliżej.
Małolatkę wymotał z chusty Ojciec Dzieciom. Kawka, bułeczka cynamonowa na ciepło (poezja…), gadu gadu, sobotni relaksik. Syrenka zajmowała się tym, co lubi bardzo czyli pac pac pac rączką o wszystko. Pac o stolik, pac o mamę, pac o tatę, pac pac pac. No i stać się to, co stać się musiało, pac o nieostrożnie odstawiony kubek, umieszczony w zasięgu ruchliwych rączek. Pac! Rozlało się. Na chustę, na skórę, na spodnie, na kieckę, na rajstopki. Ranyyy. Rzuciłam się do wycierania, potem pobiegłam do obsługi, wzięłam wszystko na siebie, pan przyszedł z mopem, usunął ślady. Ok. Czysto, można wracać do zajęć.
Tośmy z braku emocji wpadli na pomysł, żeby Syrenkę przewinąć. Rozejrzałam się niepewnie, czy w Starbucks jest przewijak? I wiecie co? Jest! W damskiej toalecie! „Co za dyskryminacja ojców” żachnął się Ojciec, po czym wszedł z córką do damskiej toalety, dumny i blady.
Rozlanie kawy jest wydarzeniem z cyklu „dlaczego powinno się zakazać wpuszczania dzieci do kawiarni”, ale zapomnijmy o tym. Obsługa miła, nikt nic nie widział. Zdarza się, tylko Tatko bez kawy troszkę mniej energiczny.
Przewijak w toalecie, to jest coś! Niniejszym Starbucks Gruba Kaśka dostaje etykietkę miejsca przyjaznego! Hurra!